Spis treści:
1. Wstęp
2. Zimna północ
3. Nieproszone zwierzęta i inne niewygody
4. Couchsurfing, Airbnb
5. Optymistyczne zakończenie
6. Finlandia, Islandia, Indie – rady praktyczne dotyczące tanich noclegów
1. Wstęp
Jest kilka stałych elementów podróży, których nie lubię nad wyraz. Najgorsze jest pakowanie będące dla mnie za każdym razem niekończącą się drogą przez straszliwą mękę. Potrafię przesiedzieć nad rozbebeszoną walizką cały dzień, rozważając różne odzieżowe opcje, zmieniając piętnaście razy zdanie, roniąc łzy bezsilności, a w międzyczasie także ułożyć pasjansa, przeczytać drugi tom Władcy Pierścieni i przejrzeć połowę internetu. Co tam szarpanie przez harpie, w piekle Dantego powinien być jeszcze krąg grzeszników pakujących walizki. Po tej męce na mojej liście podróżniczych boleści nie ma długo, długo nic, poczym pojawia się, ogólnie rzecz biorąc, sprawa noclegów. Człowiek musi spać, niestety. Organizowanie noclegów przed wyjazdem to czynność nudna i zazwyczaj dość czasochłonna. Oczywiście można jechać w ciemno, ale wtedy najczęściej traci się czas na miejscu. Kolejną kwestią jest jakość tego noclegu. Każdy, kto podróżuje tanio, na pewno ma w zanadrzu jakąś krotochwilę na ten temat do opowiedzenia. „Tanie spanie” (lub darmowe) to zaskoczenia (w tym także miłe), przygody, często niewygody, a czasem nawet dramaty.
Nie jestem wszakże w tej materii ekspertem, żadnym „surwiwalowcem” śpiącym w rosyjskich przydrożnych rowach, którego budzi nad ranem zdziwiony niedźwiedź. Jeśli chodzi o spanie w nietypowych miejscach, więcej do powiedzenia na pewno miałby Mój Towarzysz Podróży, któremu zdarzyło się nocować na przykład na starej, rumuńskiej klatce schodowej czy w albańskim opuszczonym zamku. Moje historie nie są aż tak „dramatyczne”, bo do łóżek i ciepłej wody pod prysznicem mam nieprzemijającą słabość; mimo wszystko kilkoma opowiastkami, losowymi przemyśleniami oraz radami chciałabym się z Wami podzielić (momentami pewnie będę się powtarzać, bo o niektórych moich co ciekawszych doświadczeniach noclegowych mogliście przeczytać na blogu już wcześniej). Wpis zakończę praktycznymi informacjami dotyczącymi tanich noclegów w Finlandii, Islandii i Indiach – w większości będą to odpowiedzi na powtarzające się Wasze pytania.
Co zatem może kryć optymistycznie brzmiące wyrażenie „tanie spanie”?
2. Zimna północ
Namioty to dla mnie kwintesencja zła i niewygody. Unikam, jak Cygan pracy. Niestety nie zawsze można sobie na zostawienie namiotu w domu pozwolić – czasem nie ma innej opcji, a czasem inna opcja jest za droga. Nie lubię namiotów, bo nie lubię zimna. Mój pomarańczowy, puchowy śpiwór, w którym wyglądam, jak cosplayer przebrany za czerwia pustyni (tego wielkiego robala z „Diuny”), jest niezły, ale nawet w nim marznę, gdy temperatura spada do zera stopni. Swoją drogą, czy tylko ja mam wrażenie, że te przedziały temperaturowe przedstawione na śpiworach – temperatura komfortu, graniczna i tak dalej – są oszacowane z myślą o stukilogramowych kanadyjskich drwalach? Dla mnie w każdym razie to jest jakaś niepojęta abstrakcja. Wiele zimnych nocy przeżyłam w swoim życiu, ale chyba najgorzej wspominam nocleg nad jeziorem Savojärvi w Parku Narodowym Kurjenrhka w Finlandii, co jest dość dziwne ponieważ park ten znajduje się na południu kraju, a na dodatek nocowałam w nim wiosną, nie zimą. Szczękałam zębami w namiocie całą noc i ani na chwilę nie zmrużyłam oka. Pierwszego mojego wyjazdu do Laponii także nie wspominam najlepiej (przynajmniej pod względem spania, bo tak poza tym był super) – zabrałam wtedy ze sobą nędzny, cienki śpiwór, a najczęściej spaliśmy w tak zwanych „shelterach”, czyli konstrukcjach zawierających dach i trzy ściany (było to w maju – jeziora jeszcze nie rozmarzły, a śnieg momentami był bardzo głęboki). Na kolejną wyprawę do Laponii (Kilpisjärvi, 400 kilometrów za kręgiem polarnym) przygotowałam się już lepiej, ale i tak starcie z lapońską rzeczywistością przebiegło dość brutalnie – mimo że był lipiec, temperatura w „nocy” spadała do zera stopni, a przez całą wyprawę towarzyszył nam deszcz i przenikliwy, zimny wiatr. Nawet Finowie narzekali, a jeśli Finowie MÓWIĄ, to coś znaczy!
3. Nieproszone zwierzęta i inne niewygody
Nie mam nic przeciwko zwierzętom, nawet tym mniej lubianym. Wyjątek stanowią ośmionogie twory piekielnych wymiarów, czyli pająki; poza tym niewiele mi przeszkadza (jeśli tylko nie zagraża mojemu zdrowiu). Węże są przesłodkie, myszy milusie, a inne stawonogi są mi totalnie obojętne. No chyba że taki stawonóg jest wielkim karaluchem, który mnie budzi, spacerując po mojej twarzy. Wtedy potrafię nieco stracić kontenans, nie powiem. Taka właśnie przygoda spotkała mnie w Indiach, a dokładniej – w miejscowości Palolem (Goa). Co ciekawe, wydarzenie to miało miejsce w całkiem niezłym domu gościnnym (naszym najdroższym noclegu w Indiach!). Jeśli chodzi o „zwierzęcą” pobudkę, to mam na koncie także miłą historię – pewnego razu w środku nocy w Turcji (Kapadocja) zostałam obudzona przez chodzącego po mnie… małego kotka. Z kolei kiedyś w Laponii pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam po obudzeniu, była mysz beztrosko biegnąca po ścianie – niezbyt mnie to obeszło, zdenerwował mnie dopiero widok nadgryzionych przez nią moich kanapek. Do naszych zapasów coś (mysz? szczur?) dobrało się także w Indiach (Arambol), tyle że wtedy to był akurat mój najmniejszy problem – po tym jak pod łóżkowym materacem przez przypadek odkryłam wielkiego pająka, w moim umyśle nie było miejsca na innych naszych ciekawych współlokatorów – wśród których, poza tajemniczymi gryzoniami i wielkim pająkiem, były między innymi przeogromne (!) ilości różnych owadów (w tym modliszek) i kilkanaście gekonów oraz żaba. Można powiedzieć, że niekończące się pochody mrówek na ścianach stanowiły ciekawy, ruchomy element dekoracyjny. Pocieszeniem był rozciągający się z naszego tarasiku widok na Morze Arabskie oraz cena noclegu (po przeliczeniu – jakieś 20 złotych za noc). Jednak jeśli tworzyłabym ranking najgorzej wspominanych przeze mnie noclegów, na pierwszym miejscu niewątpliwie znalazłby się Bakczysaraj na Krymie – bezsenną noc w wilgotnej „lepiance” do tej pory wspominam dość ponuro (moje wrażenia dość dokładnie i barwnie opisałam we wpisie poświęconym Krymowi, więc zamiast się powtarzać, zapraszam do lektury – przynajmniej tej mrocznej części o Bakczysaraju).
4. CouchSurfing, Airbnb
CouchSurfing praktykowałam nieraz – większość z tych doświadczeń wspominam dobrze, chociaż nie wszystkie. Ostatecznie zniechęciłam się dobre kilka lat temu, gdy pewien gospodarz z Hiszpanii, dowiedziawszy się, że osoba, z którą mam zamiar u niego nocować, to mój brat, zaczął do mnie pisać i wydzwaniać, twierdząc, że mnie kocha (a miał naprawdę dużo pozytywnych recenzji na stronie). Inne przygody nie były takie irytujące (ktoś mnie wystawił, ktoś inny miał nieuzasadnione pretensje i tak dalej…), ale dodając do tego wszystkiego dziwne historie i plotki, które słyszałam od różnych ludzi, coraz bardziej do zabawy w CS się zniechęcałam, aż w końcu zrezygnowałam z niej zupełnie. A może po prostu z tego wyrosłam (czyt. skończyłam studia, zaczęłam pracę), nie jestem pewna. CS w każdym razie odszedł zapomnienie, a na jego miejscu pojawiło się Airbnb, z którego to wynalazku jestem (jak na razie) bardzo zadowolona. Airbnb działa na podobnych zasadach, co CouchSurfing (ludzie udostępniają swoje kanapy, pokoje, mieszkania, a nawet domy) z tą różnicą, że za nocleg trzeba płacić. Po wszystkim goście i gospodarz wystawiają sobie oceny. Muszę powiedzieć, że z Airbnb nigdy jeszcze nie spotkał mnie zawód (mimo że celuję w oferty najtańsze) – wręcz przeciwnie, zazwyczaj były to pozytywne zaskoczenia. Warunki noclegów są zazwyczaj dużo lepsze niż w hostelach, a ludzie, którzy wynajmują swoje mieszkania, są bardzo otwarci i pomocni. Z Airbnb korzystałam, podróżując po Islandii, Finlandii, Danii i Litwie. Co prawda patrząc na litewskie bloki, w których mieściły się „nasze” mieszkania, człowiek mimowolnie szukał tabliczki „zakaz wstępu – grozi zawaleniem”, ale ku naszej uldze, same mieszkania były fajne (czyste, ładne, z szybkim internetem i całe dla nas).
5. Optymistyczne zakończenie
Po tej dawce marudzenia, jaką Wam zaserwowałam, gotowiście pomyśleć, że jestem jakąś ascetką, a podróżowanie to dla mnie jeden ze sposobów na umartwianie ciała i duszy. Nic z tych rzeczy. Podróżowanie to klawa sprawa i nie zmieni tego nawet fakt, że czasem trzeba rozbić namiot na terenie budowy (na szczęście plac znajdował się nad samym jeziorem, więc widok z namiotu mieliśmy niczego sobie – tylko rano koparki nas obudziły) albo przespać się na lotnisku czy cmentarzu (jak to miało miejsce na Lofotach). W podróż wyruszamy przecież, żeby oglądać ciekawe, nieznane miejsca, a nie hotelowe pokoje, prawda? Podróż to przygoda! Większość hoteli i hosteli w końcu i tak rozpływa się we mgle zapomnienia, a pieniądze, które zaoszczędzimy na zakwaterowaniu możemy przeznaczyć na inne przyjemności (w tym także na kolejne bilety lotnicze!).
Noclegi to tylko dodatek, a te tanie nierzadko okazują się być miłym zaskoczeniem. W końcu płacąc mało, nie oczekujemy wiele, a czasem dostajemy naprawdę dużo. Poza tym, kto by się przejmował małymi niedogodnościami, gdy śniadanie wielkanocne może zjeść na tarasie, z którego roztacza się piękny widok na ocean? Komu przeszkadza kilka dni bez ciepłej wody, gdy zasypia, słuchając szumu wodospadu?
6. Finlandia, Islandia, Indie – rady praktyczne dotyczące tanich noclegów
FINLANDIA. Często pytacie o darmowe domki w Laponii, o których pisałam jakiś czas temu. Lokalizacje domków (darmowych, płatnych, a także grilli i „shelterów”) znajdziecie na mapach poszczególnych parków narodowych (wszystko zebrane jest tutaj – bardzo dobra strona, niestety po angielsku). Raz w takim domku myszy dobrały nam się do zapasów, więc uważajcie. Namioty w Finlandii rozbijać można właściwie wszędzie (jeśli tylko nie będziemy nikomu przeszkadzać), ale pamiętajcie, że ogniska można rozpalać tylko w specjalnie przygotowanych do tego i oznaczonych miejscach! Radzę tego przestrzegać.
Dostałam od Was także kilka maili z pytaniami o pogodę latem (lub wiosną) w Laponii. Przygotujcie się naprawdę na wszystko (szczególnie jeśli macie zamiar spać pod namiotem) – ciepłe śpiwory, swetry i dobre, przeciwdeszczowe kurtki to podstawa! Owszem, w lipcu możecie trafić na słońce i 25 stopni, ale możecie też walczyć z aurą, tak jak my. Pogoda w Laponii jest zmienna i nieprzewidywalna.
ISLANDIA. Sprawa z pogodą wygląda tak samo, jak w przypadku Laponii, a może nawet gorzej, bo potrafi być jeszcze bardziej zmienna. Na Islandii pola namiotowe są całkiem dobrze przygotowane i tanie w porównaniu z innymi opcjami noclegowymi, więc warto z nich korzystać. Oczywiście można próbować rozbić się na dziko (sama to praktykowałam nie raz), tyle że czasem nie jest to takie proste (dużo terenów jest prywatnych i ogrodzonych, albo usianych zakazami). W Reykjaviku moim zdaniem bardziej opłaca korzystać się z Airbnb niż hosteli, ja korzystałam z tego wynalazku w stolicy Islandii trzy razy i jestem bardzo zadowolona – tanie i bardzo dobrej jakości noclegi, mili i pomocni ludzie.
INDIE (Goa, Hampi, Madras). Chyba najwięcej maili dostaję w związku z Indiami, w tym także pytania o noclegi. Pisząc o Indiach, wymieniłam i opisałam wszystkie miejsca, w których spaliśmy. Zazwyczaj trafialiśmy na dość niezłe warunki (jak na Indie) za przyzwoitą cenę – szukaliśmy miejsc tanich, ale raczej omijaliśmy te najtańsze (które są naprawdę obskurne).
Czy trzeba rezerwować nocleg w Goa przed przyjazdem? Jeśli tylko nie przyjeżdżacie w okolicach Nowego Roku i Świąt Bożego Narodzenia – nie trzeba. Na miejscu nie ma problemu ze znalezieniem noclegu – możecie próbować sami lub (żeby było szybciej) skorzystać z rad taksówkarzy i „naganiaczy”. To, że oni mają w tym jakiś interes, nie znaczy, że nie polecą Wam czegoś przyzwoitego i taniego. Szukanie noclegu na miejscu ma jeden duży plus – możecie się targować (aczkolwiek nie zawsze przyniesie to jakikolwiek skutek). Zanim zdecydujecie się płacić, zobaczcie pokój!
Jakich warunków można się spodziewać? Czy jest bezpiecznie? Pamiętajcie, że mówimy o Indiach. Ja wspomniałam, my raczej omijaliśmy najtańsze „hotele”, a mimo wszystko warunki zazwyczaj pozostawiały wiele do życzenia (robactwo, brud, dziury w oknach, nieprzyjemny zapach, zimna woda i tak dalej). Oczywiście wszystko zależy od tego, czego oczekujecie, ale nie spodziewajcie się, że będzie tak, jak w Polsce. Co do bezpieczeństwa – nas nic złego nie spotkało, ale rozsądnie jest nie zostawiać w pokojach żadnych cennych rzeczy. W poprzednich notkach wspomniałam także, że zabranie do Indii swojej kłódki może okazać się dobrym pomysłem (wiele „hotelowych” drzwi zamykanych jest właśnie na kłódki, więc może lepiej używać własnej). Przewodniki po Indiach zazwyczaj radzą przez przyjazdem do Indii zaopatrzyć się w kopie paszportów, które będzie można dawać do wglądu hotelowej obsłudze – może to i słuszna rada, nie wiem (my czasem dawaliśmy kopie, czasem oryginały). Co ciekawe w Panjim poproszono nas o zostawienie w recepcji naszych ZDJĘĆ (niby te z paszportów były za mało wyraźne). Ale to raczej odosobniony przypadek. □
Mnie z kolei znudzily te wygody i … Znaki zapytania jak bedzie ?, czy apartament bedzie jak na zdjeciach ?
Choc korzystanie z Airbnb jest super. To Po jednym takim najmie za zareklamowane i odzyskane czesciowo pieniadze z Airbnb, z powodu syfu w apartamencie, kupilem namiot i spiwor i powiedzialem ” dzieki za luksus – no more”.
Teraz pakuje Wlasny namiot i spiwor i mam to co chce. Dokladnie Takie wygody jakie chcę i do jakich sie nastawiam. Zadnych niespodzianek za 1000 euro.
Od kilku lat nawet nie planuje postojow ani miejsc noclegowych. Wybieram tylko kierunek.
Zatrzymuje sie tam, gdzie natura mnie zaprasza by przysiaść i odpoczać tak dlugo jak chcę, dlatego Skandynawia jest mi blizsza niz te dalekoazjatyckie zatloczone wielkomiejskie „cymesy”.
Przygoda i odrobina szalenstwa….. No i ludzie spotykani tu i tam. Rownie zakreceni 🙂 jak milo…
Pozdrawiam i dzieki za wszelako opisane doswiadczenia.
Jeszcze nigdy nie spałam w namiocie, ale w tym roku to najprawdopodobniej nadrobie 🙂
http://wolnym-krokiem.blogspot.com
Bardzo fajny post!
Rozbawił mnie 😀
Przed planowanym wyjazdem do Laponii te informacje bardzo się przydadzą, choć ja uderzam do części Szweckiej więc pewnie nie będzie identycznie 🙂
Wszystko się zgadza, a dodam jeszcze ze śpiąc w drogich hotelach nie ma co liczyć na przygody… hej przygodo!
O ja! Też nie cierpię (nienawidzę wręcz!!!) zimna! I camping na Islandii wczesną wiosną to było dla mnie jedno wielkie nieszczęście. Tzn. Islandia była piękna, ale znacznie bardziej bym się cieszyła z tego wyjazdu, gdybym ciągle nie marzła 🙂 Dla mnie wybawieniem były rozgrzewające się pod wpływem dostępu do tlenu saszetki. Miałam po 2 w kieszeniach, jedną przyklejoną do splotu słonecznego, a do spania 2 dodatkowe lądowały w skarpetkach 😉
Natalia to nie imię, to sposób na życie 😉 Gdybym miała zrobić podsumowanie swoich ekstremalnych miejsc noclegowych, wyszłaby z tego niezła patologia… od jakiegoś jednak czasu, z powodów tych samych co u Ciebie, jestem stałą bywalczynią airbnb i booking.com
Ciekawy wpis. Moim niezapomnianym miejscem do spania jest ogród czterogwiazdkowego hotelu przy włoskiej autostradzie. Po spożyciu spaghetti przygotowanego na napalmie zaczęliśmy szukać miejsca do odpoczynku. Padło na ogród. W środku nocy przebudziłem się i zobaczyłem pannę młodą sunącą przez środek ogrodu. Dobry horror. To jednak nic w porównaniu z pobudką. Około 5 obudziły nas zraszacze ogrodowe. Wyskoczyły spod ziemi jak na dobrej klasy boisku piłkarskim. Pech chciał, że koło nas był spryskiwacz, który rozpruwał wodę na 360 stopni. Rześka pobudka 😉
Sprostuję, 99% bo na cmentarzu jeszcze mi nie było dane spać.
O proszę! Podróżniczka i biotechnolożka! Na dodatek śpi w paskudnych miejscach i cieszy się widokiem z okna, zamiast narzekać. W 100% ja. Pozdrawiam serdecznie 😉
Chyba więcej nas dzieli niż tylko cmentarze, ja nigdy w życiu nie nazwałabym się „mistrzynią pakowania”. 😀
Na dużym zdjęciu skusiły Cię reklamowane poczucie lata na Twojej skórze i bezpieczna ochrona bez poczucia lepkości, tak?
Ha, ha, dokładnie tak! 😉
Eh, CS… ja mialem wiele super pozytywnych doswiadczen, ale jakos czesto zdarza mi sie jakis syf, ktory pozniej na miesiace mnie do tego zniecheca i sprawia, ze wole sie kimnac w namiocie niz isc do obcego domu. Ostatnia akcja miala miejsce w Limie, gdy pisalem swoja inzynierke i nie majac komputera, neta ani domu bylem zdany calkowicie na czyjas pomoc. Jeden mowil ze mnie przygarnie na dluzej i wyrzucil po 3 dniach (cos mu sie nie podobalo chyba, ale nie powiedzial co bo zalezalo mu na referencji – takie mam uczucie), drugi okazal sie byc j´anym pedalem i po kilku dniach zaczal sie do mnie przystawiac ostatecznie po tygodniu przegial pale i sie wyprowadzilem. Teraz jestem w Meridzie w Wenezueli i tez mam wrazenie ze jakos dziwnie mnie t traktuja. Miasto polozone gdzies w gorach, i mowia, ze „polacy nie chca sie myc”. Szkoda ze nie dodali ze woda leci brudna jak gowno i w dodatku zimna (a w nocy temperatura naprawde spada i mieszkanie jest jak lodowka). Kiedys przygotowali jedzenie i tez sobie z jakas kielbasa a mi dali z samym serem – ok niczego nie oczekuje, ale jakos dziwnie to wyglada. Ludzie sa jednak bardzo spoko, to trzeba oddac.