Z czym kojarzy mi się Sarema? Z beztroską i ładnymi zachodami słońca. Na tej największej z estońskich wysp przywitaliśmy w zeszłym roku lato. Objechaliśmy ją dookoła, ciesząc się piękną, słoneczną aurą i długimi dniami. Nigdzie nie musieliśmy się spieszyć, więc co i raz zatrzymywaliśmy samochód, żeby rzucić okiem na jakiś średniowieczny kościółek, posiedzieć na kamienistej plaży, przejść się po lesie czy ugrillowac kiełbaski. Żyć, nie umierać. Brzmi nieźle, być może jednak zastanawiacie się, czy warto wyruszać w kilku – lub kilkunasto – godzinną podróż, żeby zrobić sobie grilla nad wodą. Mam nadzieję, że ów wpis przyjdzie Wam z pomocą, ale ab ovo, zacznijmy od początku…
Słowem wstępu
Saremę w rankingu największych wysp Bałtyku wyprzedza tylko szwedzka Gotlandia. Nazwa (est. Saaremaa) nie jest nadzwyczajnie oryginalna, bo znaczy mniej więcej tyle co „ziemia wyspy” czy „wyspiarska ziemia”. Kiedyś zwana była Ozylią (Eysýsla), co oznaczało mniej więcej to samo, tyle że w jakimś narzeczu Wikingów. Sarema wynurzyła się w Bałtyku 10 tysięcy lat temu i w wyniku ruchów płyt tektonicznych cały czas się podnosi z prędkością 2 milimetrów na rok. Wyspa wchodzi w skład chronionego Archipelagu Zachodnioestońskiego – UNESCO ustanowiło na jego terenie rezerwat biosfery. Mieszkańcy Saremy zajmują się głównie rolnictwem i rybołówstwem, znani są też ze swojego umiłowania do chleba i piwa. „Stolicą” wyspy jest niewielka miejscowość Kuressaare.
Drugą co do wielkości wyspą archipelagu jest Hiuma, o której pisałam tutaj: Sielanka na wyspie Hiuma
Kilka słów o historii
Wyspa ma niezwykle burzliwą przeszłość. Dawno, dawno temu Ozylianie bili się z Wikingami i innymi piratami, napadali na Szwedów i generalnie dość dobrze się bawili. Niestety w 1227 roku zostali podbici przez kawalerów mieczowych, a większa część wyspy stała się własnością Biskupstwa Ozylii – takiego tam półautonomicznego księstewska. Mieczowcy nie byli specjalnie rozgarnięci i w 1237 roku zostali wchłonięci przez krzyżaków. Długo by opowiadać, ważne jest to, że Zakon Krzyżacki wybudował dla biskupów Ozylii zamek w Kuressaare (Schloss Arensburg, zdjęcie wyżej), o którym jeszcze wspomnę, a Ozylianie zaczęli „przekonywać się” do chrześcijaństwa. W 1559 roku Sarema została sprzedana Danii, a w 1645 przeszła pod panowanie Szwedów, po czym spadła na nią epidemia dżumy. Od 1710 (III wojna północna) aż do 1917 wyspa była częścią Rosji i nawet nieźle jej się w tym czasie wiodło. W 1840 roku w Kuressaare (wtedy jeszcze Arensburgu) powstało pierwsze uzdrowisko. W czasie I wojny światowej, wyspę na chwilę przejęli Niemcy, aż w końcu w 1918 stała się ona częścią niepodległej Estonii. II woja światowa dała się Saremie we znaki – najpierw Armia Czerwona i deportacje na Syberię, później Niemcy i dalsze kurczenie się ozylskiej populacji. W latach 1944 – 1990 wyspa stanowiła część ZSRR i zamieniała się w fortecę – Armia Czerwona wybudowała na niej 30 baz wojskowych. Od 20 sierpnia 1991 roku Sarema znowu należy do Estonii.
Przyroda
Flora rozwija się na wyspie bujnie. Łagodny morski klimat – czyli przyjemne lata i stosunkowo ciepłe zimy – jej sprzyja, a działalność ludzka jeszcze saremskiej natury bardzo nie ogranicza. 40 % wyspy porośnięte jest lasem. Można na niej znaleźć przedstawicieli 80 % gatunków roślin, które występują w Estonii, z czego około 120 jest chronionych. Jeśli o faunę chodzi, Sarema słynie z ornitologicznego bogactwa. Wyspa leży na wschodnioatlantyckiej trasie migracji ptaków, więc jesienią i wiosną odwiedzają ją ich setki tysięcy. Sarema lubiana jest również przez urocze foki szare.
Na zachodnim brzegu wyspy znajduje się Park Narodowy Vilsandi. Jego początki sięgają aż 1910 roku, kiedy to w tym miejscu powstał Rezerwat Ptaków Vaika. Był to pierwszy chroniony obszar na terenie wszystkich krajów bałtyckich. W parku gniazduje się około 250 gatunków ptactwa i odwiedzany jest przez niezliczone ptaki wędrowne. Charakterystycznymi cechami parku są urozmaicona linia brzegowa (plaże, wydmy, klify) oraz przybrzeżne jeziora. Znaleźć w nim można ponad 30 gatunków storczyków. Dodatkową atrakcją jest latarnia morska Kiipsaare. Zbudowana została w 1933 roku na lądzie, ponad 100 metrów od morza. Teraz w wyniku erozji stoi w morzu, 50 metrów od brzegu. Przez pewien czas – z powodu braku dobrego oparcia – latarnia była znacznie przechylona, ale fale ją nieco naprostowały.
Jedną z przyrodniczych ciekawostek na wyspie jest zbiór dziewięciu kraterów uderzeniowych o nazwie Kaali. Meteoryt, który je stworzył mógł ważyć nawet 80 ton, a zderzenie miało miejsce kilka tysięcy lat temu i unicestwiło życie w promieniu kilku kilometrów. Prawdopodobnie można znaleźć o nim wzmianki w legendach ludów bałtycko-fińskich. W fińskiej Kalevali meteoryt może kryć się za iskrą, która spadła na ziemię podczas produkcji nowego słońca. Średnica największego krateru wynosi 110 metrów, a znajdujące się w nim jeziorko Kaali (Kaali järv; zdjęcie niżej) w najgłębszym miejscu ma 6 metrów. W jego pobliżu odnaleziono wiele zwierzęcych kości, co najpewniej świadczy o pogańskich obrządkach (składaniu ofiar) mających miejsce również po tym, jak Kościół tego zakazał. Co ciekawe, Estonia to podobno kraj z największą liczbą kraterów na kilometr kwadratowy.
Inną interesującą formacją na wyspie są z klify. Najwyższy z nich – klif Panga – znajduje się na północy i ma ponad 20 metrów. Szczerze mówiąc, ów klif zaskoczył nas swoją popularnością – na parkingu zastaliśmy kilka autobusów turystycznych i sporo samochodów.
Kuressaare
Jedyne miasto na wyspie, kurort letni, skupisko uzdrowisk oraz jedno z najbardziej turystycznych miejsc w Estonii. Daleko jednak Kuressaare do polskich, nadmorskich kurortów – przynajmniej pod koniec czerwca mimo długiego weekendu i ładnej pogody, było tam niezwykle spokojnie. Uzdrowiskowy charakter Kuressaare ma swoje źródło w leczniczych błotach, które odkryto tu w XIX wieku.
Największą atrakcją miasteczka – i w ogóle Saremy – jest bezsprzecznie Zamek Biskupi, najlepiej zachowana twierdza w tej części Europy. Zbudowany przez krzyżaków dla biskupów Ozylii miał pokazać lokalnym poganom, kto tu rządzi. Powstał w XIV wieku i podobno do tej pory wykorzystuje się w nim średniowieczny system ogrzewania – niemiecka jakość! Zamek wygląda jak klocek z dwoma wieżami – większa zwana jest Długim Hermanem. Obecnie w zamku znajduje się muzeum regionu poświęcone głównie historii i przyrodzie (Saaremaa Museum).
Warto również wybrać się na spacer uliczkami starej część Kuressaare. Co prawda jest ona niewielka, ale pełna uroku i bogata w historię. Do ważniejszych zabytków należą pochodzące z XVII wieku: „Dom Wagi”, ratusz oraz Kościół św. Wawrzyńca. Latem w Kuressaare organizowane są różne wydarzenia – festiwale, wystawy, pokazy.
Wiatraki i inne budowle
Symbolem Saremy jest bez wątpienia wiatrak i rzeczywiście eksplorując wyspę, można się na wiatrowe młyny natknąć, chociaż są to tylko marne pozostałości, bo niegdyś były ich na wyspie setki. Mówi się nawet – nieco ironicznie – że Sarema to „wyspa pięciu wiatraków”. Jestem jednak pewna, że widziałam ich więcej, chociaż niektóre prezentowały stan agonalny. Wspomniane pięć reprezentatywnych wiatraków znajduje się w miejscowości Angla. Cztery z nich mają typową saremską konstrukcję (jak ten poniżej), jeden zbudowany został w stylu holenderskim. Za wstęp na wiatrakowe pole w Angli trzeba kilka euro zapłacić, a bilet obejmuje pokaz produkcji mąki oraz degustację chleba i herbaty. Za dodatkową opłatą można wziąć udział w warsztatach rzemieślniczych.
Jedna z najbardziej imponujących latarni morskich na Saremie znajduje się na Półwyspie Sõrve. Jest ona również najstarsza, jeśli wziąć pod uwagę jej pierwszą, drewnianą wersję z 1646 roku. Latarnia Sõrve była przebudowywana i rozbudowywana, a w czasie II wojny światowej – zniszczona. Obecna, betonowa wersja (zdjęcie niżej) powstawała w roku 1960. Latarnia ma 52 metry wysokości i jest otwarta dla zwiedzających.
Jadąc zachodnim brzegiem Półwyspu Sõrve, zatrzymajcie się na plaży w Ohessaare, żeby powiększyć któryś z kopczyków o swój własny kamyczek.
Pisząc o budowlach, nie mogę pominąć wyspy Muhu. Nie jest to co prawda Sarema, ale po pierwsze jest z nią połączona drogą, a po drugie to do Muhu przypływa prom z Virtsu, z którego najprawdopodobniej będziecie korzystać. Większość turystów traktuje tę wyspę jedynie jako łącznik z Saremą, ale jeśli czas Was nie ogranicza, warto dać jej szansę. Główną atrakcją Muhu jest skansen etnograficzny w wiosce Koguva, w którym wiele budynków pamięta jeszcze panowanie Szwedów, czyli XVII wiek. We wsi Liiva natomiast stoi średniowieczny Kościół Św. Katarzyny (XIII wiek). Co ciekawe, na Muhu znajdują się jedyne działające wiatraki w całej Estonii, a w okolicach Koguvy Bałtyk jest podobno najczystszy.
Inne saremskie zabudowania, na które można zwrócić uwagę podczas eksploracji wyspy (aczkolwiek trudno nazwać je imponującymi), to między innymi: farma Mihkli z XVIII wieku (muzeum), średniowieczne kościółki z XVIII wieku (np. Püha, Kaarma, Pöide, Valjala), nieco młodsze we wsiach Karja (XIV wiek), Kihelkonna (XVII wiek) i Jämaja (XIX wiek, ale z korzeniami w wieku XIII) oraz kilka posiadłości dworskich (XVII – XVIII wiek).
Względy praktyczne
Dużą zaletą wakacji na Saremie jest ich łatwa organizacja. Jeśli mamy swój środek transportu, to po wyspie podróżuje się bezproblemowo i przyjemnie. Drogi są puste, hoteli i kempingów jest wiele, a nad brzegiem morza w bardzo urokliwych zakątkach można natknąć się na ogólnodostępne grille. Spanie na dziko raczej problemu także nie stanowi.
Czy warto odwiedzić wyspę wiatraków?
Mówi się, że na Saremie czas się zatrzymał. Jej wiejski, sielski charakter, który mam nadzieję wyłania się z mojego tekstu, może kusić, podobnie jak Kuressaare ze swoim super-błotem i salonami spa. Z drugiej strony, ekscytujące atrakcje raczej nie są mocną stroną wyspy. Nawet ta największa – Zamek Biskupi – wypada dość blado przy najładniejszych polskich zamkach. Poza twierdzą, głównych atrakcji na Saremie jest pięć: kratery Kaali, klif Pangla, wiatraki w Angli, latarnia Sõrve, Park Narodowy Vilhandi (wszystkie zostały przeze mnie opisane). Rozsiane są one po całej wyspie, co prezentuje poniższa mapka. Dodatkowo zaznaczyłam na niej skansen w Koguvie.
Słoneczne dni spędzone na Saremie wspominam niezwykle miło – między innymi dzięki pogodzie właśnie. Zresztą celem naszej wycieczki był odpoczynek i nie mieliśmy nic przeciwko pewnej dawce nudy. Ważnym czynnikiem udanego urlopu była również podróż z Helsinek, która minęła szybko i spokojnie. Krótko mówiąc, myślę, że estońską wyspę latem warto odwiedzić… jeśli nie wymaga to wysiłku. No, chyba że planujecie wyprawę rowerową – wtedy wysiłek jest wskazany, a wyspa dla rowerzystów jest na pewno opcją wartą rozważenia.
Jeśli szukacie spokoju, Sarema Was nie zawiedzie.
Powiązane wpisy
Dodatkowe informacje
Dojazd. Helsinki – Tallin – Sarema. Podróż samochodem z Helsinek na wyspę zajęła nam pół dnia i upłynęła bezproblemowo. Promów z Helsinek do Tallina jest mnóstwo. Trochę gorzej sprawa wygląda z promami z Virtsu na Saremę, a dokładniej – do Kuivastu na wyspie Muhu. Jeśli jedziecie samochodem, najlepiej zarezerwować prom ze sporym wyprzedzeniem, szczególnie przed długim weekendem. Gdy my w końcu zdecydowaliśmy się na zakup biletów, wszystko było już zajęte. Ale nie traćcie w takiej sytuacji nadziei, tylko sprawdzajcie często stronę (link), bo bardzo możliwe, że jakiś dobry termin się zwolni. Nam się udało. W roku 2020 podobno mają zacząć pływać promy na Saremę z Windawy (Ventspils) na Łotwie, co może byłoby lepszą opcją dla turystów z Polski. Ze stolicy Estonii do Kuressaare jeżdżą często autobusy, a nawet latają samoloty. Co ciekawe, jadąc samochodem, możecie zatrzymać się po drodze przy ładnych zameczkach. Co prawda nie mogliśmy wejść do środka, ale prezentowały się one bardzo malowniczo (zdjęcia poniżej: odnowiony zamek Kulevare z XIII w. oraz neogotycki dwór w Leitse, obecnie hotel i restauracja).
Transport na wyspie. Samochód na pewno jest najwygodniejszy. Sarema jest dość popularna wśród rowerzystów, ponieważ jest płaska i na drogach nie ma ruchu. W Kuressaare organizowane są wycieczki do najpopularniejszych atrakcji. Po wyspie jeżdżą autobusy (link). Promy łączą Saremę z wyspami Hiiumaa i Ruhnu, a na Hiiumę można się także dostać z „lądowej” Estonii. Z Saremy pływają łódki na Vilsandi.
Noclegi. Jest z czego wybierać, ale w sezonie lepiej pomyśleć o tym zawczasu. My, jak zawsze organizując wszystko na ostatnią chwilę, mieliśmy problem ze znalezieniem czegoś fajnego. Amatorzy spania pod namiotem powinni być zadowoleni – na Saremie są pola namiotowe i wszystko wskazuje na to, że można rozbijać się też na dziko. W Kuressaare jest wiele hoteli i uzdrowisk.
Ceny. Ze względu na turystyczny charakter wyspy, ceny mogą być wyższe niż w pozostałej części kraju. Wydaje mi się, że nadal podobne do polskich. Wstęp do zamku kosztuje 8 euro (osoba dorosła). Bilety wstępu do innych płatnych atrakcji na wyspie (muzea, farmy itp.) kosztują zazwyczaj 5 euro lub mniej. Warto sprawdzić, czy dana atrakcja jest w danym czasie otwarta (na przykład na stronie www.visitestonia.com).
Zastanawiam się nad Saaremą na przyszły rok. Jak myslisz, czy 4 dni wystarczą na spokojne ekspolorwanie wysypy i 2 na Tallin? Podróżuję śladami straych wiatraków i to dla nich chciałabym odwiedzić wyspę. Pozdrawiam z deszczowej północnej Anglii.
Moim zdaniem plan brzmi dobrze. Myślę, że 4 dni na obejrzenie Saremy spokojnie wystarczą (szczególnie jeśli będziesz się przemieszczać swoim samochodem). Co do Tallinna, to jeśli chcesz wszystko zobaczyć, pewnie będą to dość męczące 2 dni, ale ja bym to zaplanowała podobnie. Pozdrawiam z wyjątkowo słonecznej dzisiaj Finlandii.
a my właśnie na Saremie w Kuressaare i zastanawiamy się czy jechać do Parku Vilhandi, ponoć są tam jakieś piesze wycieczki po wodzie ?
My właśnie planowaliśmy wyjazd do Estonii ale teraz nie wiadomo jak to będzie. W planie mamy zwiedzanie Tallinn i wyspę Saaremaa. Dzięki za informacje. 🙂
Dzięki za komentarz i cieszę się, że wpis się przydaje. Też chętnie wybrałabym się na wycieczkę do Estonii, miejmy nadzieję, że wkrótce będzie lepiej.
Strasznie mdły ten artykuł i sie wykluczajacy momentami. Przydałyby się lekcje z poprawnej polszczyzny
A jakieś przykłady tej niepoprawnej polszczyzny albo „się wykluczających momentów”? Bo trudno mi na ten pouczający komentarz odpowiedzieć. 😀
Bardzo fajny wpis, na pewno wykorzystamy w przyszłości 🙂
Dzięki!