Czasami słyszę, że jestem odważna. Wyruszyłam w świat, nie wiedząc, czego się spodziewać, przeprowadziłam się na drugi koniec świata, wcale tego końca nie znając, podróżuję bez planu, nurkuję, szukam wrażeń. Być może brzmi to, jakbym zuchwale brała życie ze rogi, nie trwoniąc czasu na spojrzenia za siebie. Prawda jest jednak zgoła inna – jestem niewierzącym w siebie tchórzem, a do tego neurotykiem i czarnowidzem. A jeśli trochę przesadzam, to uwierzcie mi – niewiele! Postanowiłam podzielić się z Wami moją emigracyjną historią z trzech powodów. Po pierwsze – chciałabym dodać animuszu tym, którzy się boją. Po drugie – żeby podtrzymać na duchu tych, którym plany niemiło zweryfikowało życie. Po trzecie – chyba najwyższy czas opowiedzieć coś o sobie, toć ten blog i o emigracji jest!
Finlandia
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj (…)
– Konstanty Ildefons Gałczyński, Prośba o wyspy szczęśliwe
Kraj zamieszkania zmieniałam w życiu trzy razy – za każdym razem z innego powodu, ale zawsze w towarzystwie niepewności i ciekawości, a czasem też paraliżującego strachu. Najpierw do Finlandii przywiodły mnie miłość i nadzieja zmian na lepsze. Do tej decyzji dojrzewałam wiele miesięcy i kosztowała mnie ona niezliczoną ilość nieprzespanych nocy. Być może namyślałabym się jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w pewnym momencie pogorszyły się warunki mojej pracy w Polsce. To mnie skutecznie wyrwało z rozmemłanego stanu niezdecydowania, bez wahania podpisałam wypowiedzenie, spakowałam walizki i wyruszyłam na północ, czyniąc sobie wyrzuty za opieszałość. Głównymi powodami, dla których bałam się zrobić ten trudny pierwszy krok, były brak pracy w Finlandii, brak wiary we własne umiejętności, niepewność związana z moim związkiem oraz pewna niechęć do tego kraju (kilka lat wcześniej byłam w Finlandii na wymianie studenckiej). Jeśli chodzi o pracę, to niestety sprawy potoczyły się dokładnie według scenariusza skleconego przez mój defetystyczny umysł i z biegiem czasu opanowywało mnie coraz większe przygnębienie. Sytuacja na rynku pracy w Finlandii była wtedy bardzo zła, a te dwie (zaledwie!) rozmowy kwalifikacyjne, które miałam, nie poszły tak, jakbym chciała. W przeciwieństwie do mojej samooceny, dziura w moim CV się z każdym miesiącem powiększała… Nie uważam jednak, że wyjazd do Finlandii był złą decyzją, bynajmniej! Przede wszystkim zrozumiałam, że to właśnie odległość była przyczyną moich rozterek sercowych. Poza tym, gdyby nie ten okres, być może nigdy nie powstałby ten blog.
Singapur
A chociaż nie ma tam brzegu mojego,
śniegów i nieba, nieba zielonego (…)
– Agnieszka Osiecka, Ja nie chcę spać
Finlandia mnie nie chciała, zaczęłam więc wysyłać aplikacje do innych miejsc na świecie, w tym jedną do Singapuru – bo dlaczego nie? (Gdzie właściwie leży ten Singapur?) Przed podjęciem decyzji o wyjeździe do Miasta Lwa nigdy nie byłam w Azji Południowo-Wschodniej, a akceptując umowę o pracę z uniwersytetem, pocieszałam się myślą, że przecież zawsze mogę wrócić. Do przygody z Singapurem popchnęła mnie głównie desperacja spowodowana brakiem pracy, ale też ciekawość i żądza przygód. Krok ten kosztował mnie chyba jeszcze więcej nerwów, niż wyjazd do Finlandii. Albo może tyle samo, tyle że czas był krótszy, więc stres się bardziej skoncentrował. Teraz wiem, że nie miałam się czego bać, ale wtedy przeżywałam straszliwe męki („przecież ja nie pamiętam nawet, jak się pipetę trzyma, a mój angielski jest taki słaby!”) i gdyby nie Bartek, który zaakceptował pomysł wspólnej przeprowadzki do Azji i podtrzymywał mnie na duchu (podobnie jak rodzice!), nie wiem, jakby sprawy się potoczyły. Przeprowadzka do Singapuru była pomysłem niespodziewanym, trochę dziwnym, ale dobrym. Mimo że szybko zdałam sobie sprawę, że nie chcę tam zostawać na dłużej, to czas spędzony w Azji dał mi bardzo wiele. Przede wszystkim trochę pewności siebie, ale też masę nowych doświadczeń (związanych między innymi z pracą i podróżami), nowe hobby, nowe znajomości, nową wiedzę na temat świata i jego problemów. Niestety po jakimś czasie zaczęłam podejrzewać, że pobyt w Singapurze skutkuje u mnie również początkiem depresji. Co więcej, miałam coraz większe problemy ze snem, a bywało nawet, że wpadałam w coś, co chyba można nazwać stanami lękowymi. Krótko mówiąc, nie było ze mną najlepiej, co nie miało jednak żadnego związku z pracą, rodziną czy ludźmi, których znałam. Miałam wrażenie, że to miasto mnie zainfekowało i z biegiem czasu coraz bardziej wyniszczało mój organizm…
Finlandia – kolejne podejście
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
– Adam Mickiewicz, Dziady
Z planowanego roku w Azji zrobiły się trzy lata i pół, bo mimo wszystko Singapur miał wiele zalet (łatwe życie, dobre miejsce wypadowe do podróży, praca, którą lubiłam, pogoda, znajomi, nurkowanie i tak dalej), ale nie były one w stanie zmienić mojego stanu ducha i coraz częściej myślałam, o tym, jak mi jest tam źle. I mam tu raczej na myśli Singapur, a nie całą Azję Południowo-Wschodnią. Gdy jednak Bartek dostał ofertę pracy w Finlandii, miałam mieszane uczucia. Nie bałam się już przeprowadzki, bo po pierwsze, Finlandia była mi znana, a po drugie i ważniejsze, na tym etapie byłam już nieco odważniejsza. Co mnie martwiło, to powtórka z rozrywki. Pracy w Finlandii zaczęłam szukać, jeszcze będąc w Singapurze, niestety (znowu!) bez większego odzewu. Mimo wszystko oferta dla Bartka to był dobry powód, żeby się wyrwać ze szponów (łap?) singapurskiego lwa, więc bez większych dylematów wróciliśmy do Europy (zahaczając po drodze o Filipiny i Malediwy). Tutaj mała rada – jeśli przeprowadzacie się z tropików do krajów nordyckich, nie róbcie tego jesienią! Całe szczęście tym razem los potraktował mnie nieco łaskawiej i niedługo po przyjeździe do ciemnej i zimnej Finlandii, udało mi się znaleźć pracę. Uff! W Finlandii odzyskałam spokój ducha (przynajmniej na tyle, na ile u mnie jest to możliwe) i mimo że tęsknię za ciepłem i podróżami po Azji, to na razie jest mi tutaj dobrze. Nie wiem, czy to moja Wyspa Szczęśliwa i liczę się z tym, że może nadejść taki dzień, gdy trzeba będzie podjąć tułaczkę. Nie wyczekuję tego dnia, ale też się go nie obawiam.
Siedem lat
Wychodźmy życiu naprzeciw tanecznym krokiem, nawet gdyby miało nam ono przynieść mnóstwo kłopotów, tyfus i bliźniaki!
– Lucy Maud Montgomery, Ania z Szumiących Topoli
Gdybym mogła powiedzieć coś sobie sprzed siedmiu lat, było by to – nie przejmuj się. Co będzie, to będzie. Świat to nie jest jakaś straszliwa, mroczna otchłań, w której wszyscy czyhają na Twoje potknięcia. Świat nawet nie zwraca na ciebie uwagi. Nie uda się? Trudno. Popełnisz błąd? Każdy popełnia. Ktoś pomyśli o tobie coś złego? I co z Tego? Nie trać czasu, życie jest krótkie, bywa, że krótsze niż powinno być. Życie jest też niesprawiedliwe. Niektórzy dostają szczęście podane na tacy. Inni muszą go szukać, a nawet o nie walczyć. Ale ono gdzieś tam jest. Czy oglądanie się za siebie pomoże ci je odnaleźć…?
Rozumiem cie. Tez pare razy slyszalam, ze jestem odwazna, ze wyjechalam w Polski, ale wcale sie nie czuje jakos specjalnie odwazna. I przyznam, ze wizja kolejnej miedzynarodowej przeprowadzki wcale nie napawa mnie optymizmem (nawet jesli coraz czesciej o niej mysle ostatnio).
Mam nadzieje, ze bedziesz mogla sie cieszyc Finskim spokojem jeszcze przez wiele lat 🙂