Pożegnanie z Azją
Malediwy okazały się być zwieńczeniem naszego trzy-i-pół-letniego pobytu w Azji. Trochę przez przypadek, czyli zgodnie z naszą podróżniczą tradycją, bo planowanie wojaży z większym wyprzedzeniem wydaje się przekraczać nasze zdolności. Gdy jednak w końcu zdecydowaliśmy sie na zakup biletów do Malé, zdaliśmy sobie sprawę, że Malediwy to wcale nie jest taka – jak mówią Finowie – łatwa parówka (po polsku byłaby to bułka z masłem). Prawdę mówiąc, mieliśmy niezłą zagwozdkę z „poskładaniem” tej podróży, tak aby wykorzystać ją do granic możliwości, nie wydając przy okazji fortuny. Wydaje mi się, że całkiem nieźle nam poszło, więc postanowiłam się naszymi skromnymi, malediwskimi doświadczeniami podzielić – a nuż komuś ta garstka informacji się przyda.
Która wyspa?
Planując Malediwy na własną rękę, z pewnością zmierzyliście się (lub zmierzycie) z powyższym pytaniem. Archipelag Malediwów składa się z ponad tysiąca wysp, z których prawie każda zachęca rajskimi plażami i turkusową wodą. Którą wybrać? Dużo niewątpliwie zależy od naszego budżetu. Na Malediwach nie brak prywatnych wysp i oszałamiających hoteli, ale ceny potrafią zwalić z nóg. Bardziej przystępną opcją są tak zwane local islands, na których możecie doświadczyć nieco „prawdziwszych” Malediwów. Minusem może być obowiązujące na wyspach „lokalnych” muzułmańskie prawo, czyli między innymi zakaz posiadania alkoholu i wieprzowiny. Kobiety nie powinny również odsłaniać zanadto ciała (wyjątkiem są tak zwane „plaże bikini”).
Planowanie podróży jeszcze bardziej komplikuje (albo upraszcza) fakt, że tylko na niektóre wyspy można się z Malé dostać tanio i szybko. Ja za cel naszej podróży na początku obrałam sobie przepiękny atol Baa, niestety plan spalił na panewce, bo nie mogliśmy znaleźć innego połączenia niż samolotowe – dość drogie. Usatysfakcjonować musiałam się w końcu wysepką Fulidhoo, na którą z malediwskiej stolicy można przypłynąć publicznym promem (takim, jak ten ze zdjęcia powyżej).
Fulidhoo
Rajska Fulidhoo położona jest w atolu Vaavu, 56 kilometrów na południe od Malé. Ta „lokalna” wysepka ma jakieś półtora kilometra obwodu i nieco ponad 300 mieszkańców. Jest to malutka rybacka wioska umiejscowiona w malowniczej, tropikalnej scenerii. Jeśli chodzi o aspekt turystyczny, to znajduje się na niej kilka małych ośrodków wczasowych, dwie restauracje, dwa centra nurkowe, kilka małych sklepików z pamiątkami oraz plaża „bikini”. Fulidhoo znana jest z muzycznych wydarzeń, ale poza tym niewiele się tam dzieje. Na wyspie panuje cisza i spokój, a czas płynie powoli. Jest to idealne miejsce, żeby odetchnąć od szarej codzienności – niezależnie, czy preferujecie słodkie lenistwo, czy wypoczynek aktywny (więcej informacji znajdziecie na końcu wpisu).
Nurkowanie
Na Malediwy pojechaliśmy nurkować; wszystko inne było miłym dodatkiem. Czy było warto? Jak najbardziej! Co prawda mimo mojej niedługiej kariery nurkowej, widziałam już całkiem sporo, więc atol Vaavu nie wprawił mnie w takie osłupienie, jak na przykład Archipelag Raja Ampat, gdzie pewnego razu zostaliśmy otoczeni przez pięć płaszczek olbrzymich. Oszołomienie przeżyli natomiast pewni Chorwaci, których poznaliśmy na Fulidhoo, i którzy wcześniej nurkowali tylko w Europie. Jestem pewna, że podwodne Malediwy nikogo nie rozczarują, bez względu na doświadczenie. Życie morskie jest tam przebogate, a widoczność mieliśmy idealną. Na Malediwach po raz pierwszy zobaczyłam rekiny wąsate (nurse shark) i duże płaszczki ogończe (stingray).
Rekiny wąsate żerują w nocy, a na Malediwach czasem się je dokarmia, więc pływają za nurkami z nadzieją, że trafi im się jakieś rybie truchełko. Są dość duże (ten ze zdjęcia powyżej miał około 2 metrów), ale na szczęście sami nurkowie w roli kolacji ich niespecjalnie interesują – były przypadki ugryzień, najczęściej jednak spowodowane ludzką głupotą i nie śmiertelne. Płaszczki na Meldiwach zobaczyć nie sztuka i właściwie nie trzeba w tym celu schodzić pod wodę. W niektórych miejscach są dokarmianie, na przykład na Fulidhoo, gdzie pływają przy samym brzegu między ludźmi, licząc na rybie odpadki. Ponadto w czasie nurkowań widzieliśmy liczne rekiny rafowe, żółwie, orlenie cętkowane (płaszczki) i mnóstwo ryb, których nie potrafię nazwać. Pewnego dnia z łódki udało nam się dostrzec również delfiny. Poniżej na zdjęciach – murena olbrzymia (giant moray) i skrzydlica zwana też ognicą (lion fish). Prawdę mówiąc, zaskoczyła mnie trochę mała ilość ślimaków morskich, na które zawsze poluję z aparatem, ale nie można mieć wszystkiego…
Maafushi, czyli mainstream
Mimo że czas na Fulidhoo upływał nam szybko i intensywnie, po kilku dniach ta sielska mikro-wysepka zaczęła nam się nieco przykrzyć. Po rozważeniu dwóch innych „lokalnych” wysp, Thindhoo i Maafushi, postanowiliśmy się przenieść na tę drugą. Znajdująca się w atolu Kaafu Maafushi położona jest tylko 26 kilometrów za południe od Malé i jest to najbardziej popularna wśród turystów wyspa na Malediwach. Ciekawa byłam, czy mimo tej popularności jest warta odwiedzenia, ale jeszcze zanim dobiliśmy do brzegu, skonstatowałam, że nie. Maafushi to skupisko hoteli, w tym całkiem pokaźnych. Plaże – jak na standardy malediwskie – prezentują się bardzo przeciętnie, na dodatek jest na nich dość tłoczno. Wybór restauracji jest siłą rzeczy większy niż na Fulidhoo, ale są też droższe. Ciekawostką jest łódka, na której można kupić alkohol – nie może ona przybijać do brzegu, ale dopłynięcie do niej zajmuje pięć minut (tak nam powiedziano w hotelu, sami nie przetestowaliśmy tej atrakcji). Z wyspy uciekliśmy już po jednym dniu, nie chcąc tracić czasu na coś, co przypomina europejski, nadmorski kurort.
YOLO!
Czyli jak się bawić, to się bawić. Z Malediwami, a tym samym z Azją, postanowiliśmy pożegnać sie z przytupem i wypróbować jeden z tych malowniczych, pięciogwiazdkowych hoteli na wodzie. Dość glupio mi z tego powodu, bo jestem zdania, że dużo fajniej jest wspomagać lokalne, małe biznesy, a ekskluzywane hotele i sesje zdjęciowe podczas śniadania w basenie wolę zostawić niektórym „instagramowym influencerkom”, których zresztą konsumpcjonistyczna postawa i pozerstwo czasem wywołują u mnie niesmak. O nadszarpniętym budżecie wolę nawet nie wspomniać. Nie mogę jednak powiedzieć, że żałuję tego szaleństwa, bo moje wysokie oczekiwnia zostały spełnione z nawiązką. Plaże były bajkowe, domek i widoki mieliśmy kapitalne, pod domkiem w krystalicznie czystej wodzie przemykały rekiny rafowe i płaszczki, a jedzenie było niebywale zróżnicowane i wyśmienite, i wcale nie takie drogie (jak na cenę noclegu). Krótko mówiąc – szybko tego nie powtórzę, ale było fajnie. Dla tych, którym nadmierne wydatki się nie uśmiechają – na Maafushi i Fulidhoo (i pewnie też innych wyspach) organizowane są jednodniowe wycieczki do takich kurortów. Myślę, że nie jest to wcale zła opcja, szczególnie, że obejmuje bufet.
Jeszcze więcej informacji!
Waluta. Wszędzie można płacić w amerykańskich dolarach i tak też robiliśmy, więc poniżej podaje ceny właśnie w USD (nie w SGD jak zazwyczaj).
Kiedy jechać? Malediwy to całoroczny cel podróży, ale można rozróżnić tam dwie pory roku i każda ma swoje wady i zalety. Pora sucha trwa od listopada/grudnia do kwietnia, pozostała część roku to pora deszczowa. My byliśmy w listopadzie i pogoda była dobra (z wyjątkiem pierwszego dnia – Malé przywitało nas ulewą i małą powodzią), podobnie jak widoczność pod wodą. Podczas pory deszczowej widoczność jest gorsza (słabsze prądy), bardziej wieje i woda jest trochę zimniejsza. To ostatnie podobno sprawia, że łatwiej zobaczyć pod wodą różne fajne zwierzęta, na przykład rekiny młoty. Podczas pory deszczowej może być też trochę taniej. Oczywiście przez cały rok jest ciepło.
Singapur – Malediwy. Z Singapuru bardzo łatwo się dostać do Malé, co warto rozważyć, planując podróż po Azji. Samoloty latają bezpośrednio, w tym tanie linie. Leci się 4.5 godziny. (A o innych ciekawych miejscach, do których łatwo dotrzeć z Singapuru, pisałam tutaj).
Transport na Malediwach. Publiczne promy z Malé na Fulidhoo płyną przez Maafushi. Normalny prom z Malé płynie na Fulidhoo ponad trzy godziny (około 4 $), speedboat nieco ponad jedną (około 50 $). Podczas naszego rejsu morze było wzburzone i mimo tabletki, ciężko zniosłam tę podróż. Z Maafushi na lotnisko wracaliśmy motorówką (10 – 15 osób; trochę mniej niż godzinę) i płaciliśmy 15 $ za osobę. Jeśli chodzi o prywatne wyspy, to na niektóre można dopłynąć zorganizowanym przez siebie transportem, inne akceptują tylko swój („z przyczyn bezpieczeństwa”), który zazwyczaj jest duuużo droższy.
Fulidhoo. Na Fulidhoo spaliśmy w Kinan Retreat. Fajne miejsce, zaraz obok „molo”. Przykładowe ceny różnych zajęć i wycieczek organizowanych przez hotel (w zależności od liczby osób): snorkeling w wybranych miejsach (jednym lub więcej; 60 – 150 minut) – od 36 do 50 dolarów za osobę; snorkeling (wycieczka na pół dnia) – od 70 do 95 dolarów za osobę; połów ryb (2 godziny) – od 45 do 50 dolarów za osobę. Inne atrakcje to na przykład pływanie na bananie, kajaki czy oglądanie delfinów. Jeśli chcielibyście wiedzieć więcej na temat cen, dajcie znać w komentarzu. Jak wspomniałam, na wyspie są dwie restauracje (nie licząc hotelowych), z tym że jedna wymaga składania zamówień z kilkugodzinnym wyprzedzeniem, żeby kucharz miał czas na zorganizowanie świeżnych składników (na przykład rybki!). Restauracja ta znajduje się na południowej stronie wyspy, przy plaży (po zejściu z pomostu w lewo). Druga położona jest przy „głównej drodze”.
Nurkowanie. Na Fulidhoo są dwa centra nurkowe: Fulidhoo Dive i Dive Different Fulidhoo. Pierwsze jest bardziej znane (z nim nurkowaliśmy), o istnieniu drugiego nawet przez przyjazdem nie wiedzieliśmy. Fulidhoo Dive jest okej, mają dobry sprzęt i profesjonalne podejście. Nurkowanie na Malediwach jest dość drogie. Za 6 nurkowań z ubezpieczeniem zapłaciliśmy około 400 dolarów za osobę. Jedno nurkowanie (nie licząc sprzętu, tylko butlę i balast) kosztuje w Fulidhoo Dive 58 dolarów. Jeśli interesują Was szczegóły – pytajcie w komentarzach. Za snorkeling z Fulidhoo Dive zapłacicie 35 dolarów za osobę.
Napiwki. Myślę, że fajnie czasem dać jakiś napiwek, bo z tego, co słyszałam, to ludzie nie zarabiają tam dużo. Szczególnie smutne jest to w przypadku luksusowych hoteli na prywatnych wyspach.
Hej, pisałaś, ze zatrzymaliscie się na ostatnie noce w 5 gwiazdkowym hotelu i były tam płaszczki i rekiny, nie mogę znaleźć nazwy tego hotelu, możesz napisać Jego nazwę?
Hej! Anantara Veli, rzut kamieniem od Maafushi.
Super zdjęcia! Z chęcią odwiedzilibyśmy Malediwy 🙂