Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie jestem typem „hardcorowego” podróżnika, który żywi się własnoręcznie upolowanymi niedźwiedziami i lubi spać na śniegu. Jeżeli śpię na śniegu, to jest to „wypadek przy pracy” i użalam się nad sobą z tego powodu przez następny miesiąc. Uważam, że łóżko i ciepła woda to bardzo pożądane udogodnienia i łatwo z nich nie rezygnuję. Cele moich podróży często rodzą się same, a ma to związek z różnego typu promocjami (głównie na bilety lotnicze). Pieniądze to dla mnie istotna kwestia i śmiało mogę powiedzieć, że podróżuję tanio. Nie odmawiam jednak sobie wszystkiego, ponieważ, co ważne, podróżowanie staram się traktować jako przyjemność, a nie walkę z własnymi słabościami czy ograniczeniami. Biuro podróży to dla mnie twór niezbadany i omijany szerokim łukiem. Jeśli nie muszę, nie korzystam też ze „stopa”. Podstawa mojego podróżniczego wyposażenia to (najczęściej) śpiwór na minus pięćset stopni, czytnik e-booków i turystyczne kieliszki do wina.
Mój bliski i wieloletni związek z lenistwem czasem uprzykrza mi życie w podróży, ale możliwość doświadczenia czegoś nowego zazwyczaj wystarcza, żebym wypełzła spod ciepłego koca. Najbardziej lubię oglądać przyrodę. Ma to tę wadę, że często wiąże się z brakiem łóżka, ale gdy kołysankę do snu śpiewa wielki wodospad, koło którego rozbiło się namiot, łóżkowe fantazje jakoś odchodzą w zapomnienie…
Miasta, z drugiej strony, trochę mnie przytłaczają. Szczególnie te wielkie. Bynajmniej nie znaczy to, że ich unikam! Wszystko, co nowe, jest ciekawe, a wszystko, co ciekawe, chcę zobaczyć. Mam tylko wrażenie, że to przeciskanie się przez tłumy śpieszących ludzi, przeskakiwanie z metra do tramwaju, czy stanie w przeraźliwie długiej kolejce, żeby kupić jakiś-tam-bilet, bardziej męczy niż trzydziestokilometrowy spacer po górach. A potem i tak człowiekowi zaczynają się te miasta już mylić, bo na dobrą sprawę wiele z nich jest do siebie podobnych…
Oprócz lenistwa we znaki czasem daje mi się także arachnofobia. Powiadam Wam, człowiek, którego ogarnia szaleńcza panika na widok polskiego krzyżaka, nie ma łatwo, gdy przychodzi mu spać koło lasu, w którym żyją piętnastocentymetrowe ptaszniki, a w oknach nie ma szyb. Ale to już temat na inną notkę…
Napisałam wcześniej, że nie chcę traktować podróżowania jako walki z własnymi ograniczeniami, ale jak widać, nie da się tego aspektu uniknąć. Podróże człowieka zmieniają na pewno, ale zmieniają na lepsze. I wydaje mi się, że nie trzeba wcale udawać się w samotną wyprawę na biegun, żeby tego doświadczyć i to docenić. Ale może zmienię zdanie, gdy zdobędę biegun.
Mój najczęstszy towarzysz podróży ma na imię Bartek i jest moim kompletnym przeciwieństwem. Nie przeszkadza mu zimno, pająki, może spać na gołej ziemi i niczym się nie przejmuje. Ja się przejmuję wszystkim. Ale sami powiedzcie, jak się nie przejmować, gdy dajmy na to, jedzie się samochodem po środku niczego, od kilku godzin nie minęło się żadnego innego samochodu, rezerwa świeci się od osiemdziesięciu kilometrów, a stacja, w której się pokładało nadzieję, jest nieczynna? Aha, zapomniałam dodać, że jedzie się na lotnisko, żeby wsiąść w samolot. Nie wiem jak Wy, ale ja w takich sytuacjach nie umiem się nie przejmować. Bartek umie.
Blog ten mam zamiar poświęcić w dużej mierze moim podróżom, ale nie będą one prezentowane w formie przewodnika, raczej przygodowego pamiętnika. Nie znaczy to jednak, że nie znajdziecie tutaj informacji praktycznych, wręcz przeciwnie – mam zamiar Was nimi zasypywać (najczęściej będę je umieszczać pod danym wpisem, żeby nie przynudzać w trakcie). Chętnie odpowiadam także na pytania – wszystko przeżyłam na własnej skórze i doświadczeniami chętnie się podzielę.
podgwiazdapolarna@gmail.com
Zapomniałam dodać, że dziwnym trafem moja mapka podróży po Goa wygląda identycznie jak Wasza trasa, to głównie przez nią tu trafiłam. Też zaczynamy od Palolem, chociaż noclegi chyba na Agondzie i potem w górę. Zastanawiam się tylko nad Hampi, bo jedziemy tylko na 13 dni i jednak perspektywa 2 dni w autobusie/pociąga każe mi rozważyć walory wizualne tego miejsca. Poza tym słyszałam, że po Angkor Wat już żadne świątynie wrażenia nie robią. Jeśli możesz – doradź – jechać, nie jechać?
Dzięki za komentarz, Twoja słowa wiele dla mnie znaczą i cieszę się, że odnalazła mnie pokrewna dusza. 🙂
Co do Hampi, to trudno mi powiedzieć, zależy, co lubisz. My w Indiach byliśmy 2,5 tygodnia i też nie byłam pewna, czy warto się tam telepać. Myślę, że na Hampi trzeba poświęcić jakieś 4 dni (z dojazdem), a w Goa też jest sporo do zobaczenia, nie mówiąc o tym, że całkiem miło jest się oddać nic nie robieniu w tej dekadenckiej krainie. 😉 Nie widziałam Angkor Wat, ale pewnie coś w tym jest. Mnie Hampi się podobało i nie żałuję, że tam pojechaliśmy (na dodatek dzięki temu miałam szansę przejechać się indyjskim pociągiem), ale mieliśmy trochę więcej czasu. Najfajniejsze widoki w Hampi pokazałam na zdjęciach, chyba sama musisz zdecydować, czy warto. Jak lubisz intensywnie zwiedzanie i stare budowle, pewnie tak. 🙂 Z drugiej jednak strony, z nóg Hampi mnie nie zwaliło (mimo że nie widziałam Angkor Wat…).
Trafiłam tutaj przez wpis o Goa, bo akurat się niebawem tam wybieram, ale jakoś tak czytam i czytam i przestać nie mogę. Naprawdę świetny blog. A po Introductio chyba już wiem, czemu tak mi się podoba. Podróże – tanio, ale jednak „z wygodami”, lenistwo (chociaż- czy prawdziwy leń ruszy cztery litery do, dajmy na to Kambodźy czy na Jawę?), ciepło, książka, wino. Czytałam i do końca czekałam na coś, co mi się nie zgadza (poza faktami typu miejsce zamieszkania przykładowo, aczkolwiek nomen omen – na drugie imię mam Natalia). I nie znalazłam. Bo nawet partnera mam takiego, co się nie przejmuje (na kajaku, po zachodzie słońca gdzie na horyzoncie ledwo widać palmy i domki, a nasz kajak to JEDYNY kajak w okolicy…).
Także – świetny blog, dodaję do ulubionych, będę zaglądać, a w listopadzie skonfrontuję z moimi odczuciami c do Goa.
Życzę wielu ciekawych podróży i inspiracji do pisania!
PS. BARDZO rzadko cokolwiek komentuję na blogach/forach i tym podobnych, ale tu jakoś poczułam potrzebę 🙂
Cześć,
czytałem o 'Kuriozach…’. Bardzo fajnie piszesz !
Łóżko – wygodne! I ciepła woda – w dużej ilości! Zgadzam się. To absolutne minimum i najwazniejszu argument, który przekonuje mnie do wyjechania gdziekolwiek. Nie lubię sie ruszać nigdzie. Wszelkie podróże, jeszcze jakieś z przygodami to już w ogóle, sprawiają mi raczej nieprzyjemności niż radość…
Ja również uwielbiam podróże. Z powodów finansowych wybieram Polskę ostatnio byłam w Krynicy Zdrój. Polecam ze względu na obsługę pensjonatgaborek