Do Singapuru po raz pierwszy przyleciałam ponad dwa lata temu. Byłam wtedy niesamowicie przestraszona i słabo pamiętam tę krótką wizytę. Wiedziałam już, że prawdopodobnie zwiążę się z Singapurem na dłużej. Pochłaniałam miasto zdumionymi oczami, ale zamiast cieszyć się widokami, wyobrażałam sobie, jak w tym obcym miejscu wyglądać będzie moje życie. Od tamtej wizyty minęło już sporo czasu, w Singapurze mieszkam od dwóch lat i wielobarwna egzotyka zdążyła przepoczwarzyć się w szarą codzienność. Pierwsze wrażenia i wspomnienia rozmyły się w natłoku nowych doświadczeń. Chcąc odświeżyć sobie obraz miasta, a zarazem przybliżyć je Wam, postanowiłam spojrzeć na nie przez pryzmat doświadczeń innych ludzi. Zapytałam w związku z tym blogujących podróżników o ich wspomnienia, które przywieźli ze sobą z Singapuru. Oto ich odpowiedzi:
Singapur z dzieckiem
Kasia Adamczyk-Tomiak – Vanilla Island | www.vanillaisland.pl
Singapur wybraliśmy jako cel naszej pierwszej azjatyckiej podróży z naszym małym synkiem. Wybór okazał się być strzałem w dziesiątkę, bo to miasto, poza tym, że jest turystycznie bardzo atrakcyjne dla nas, dorosłych, jest też rewelacyjnie przygotowane dla dzieci. Znajdziecie tam fantastyczne parki i ogrody z wieloma bezpłatnymi atrakcjami, ciekawe place zabaw, zoo i oczywiście wyspę Sentosę z przepięknym, największym na świecie oceanarium! W mieście spędziliśmy tydzień i nie było czasu na nudę. Mały człowieczek, poza tym, że z zachwytem korzystał z atrakcji dziecięcych, bardzo chętnie wędrował po kolorowym Chinatown, z ekscytacją przeżywał pierwszą jazdę metrem i poznawał smaki kuchni całego świata, które chyba nigdzie indziej tak jak w Singapurze, nie są w takiej różnorodności, tak łatwo dostępne. Trzeba też wspomnieć, że przyjmowany był z honorami, bo mały blondynek nie pozostaje niezauważony przez gościnnych Azjatów, którzy często oferują pomoc rodzicom, a z maluchem zawsze chętnie zrobią sobie zdjęcie.
Nakazy i zakazy
Karolina Balewska – Moja Australia i Świat | www.mojaustralia.com
W Singapurze miałam okazję być dwa razy, raz w kwietniu, drugi raz w sierpniu. Za każdym razem były wysokie temperatury i duża wilgotność powietrza. Zaraz po wyjściu z samolotu, kupiłam sobie mrożoną kawę, żeby postawiła mnie na nogi i w dodatku, żeby się ochłodzić. Po wejściu na peron stacji metra zaczepił mnie ochroniarz i poinformował, że niestety muszę wyrzucić swój napój. Jak się później okazało, za picie i jedzenie na stacjach i w komunikacji miejskiej grozi do 500 dolarów kary (tak przynajmniej było w 2014 roku). No nic, kawa wylądowała w koszu. Byłam pod wrażeniem komunikacji miejskiej, wszystko szczegółowo opisane, w tym po angielsku. Z lotniska bez problemów dojechałam do centrum. Pierwsze wrażenie – czyste i zadbane miasto. Poszłam coś zjeść na głównej ulicy Orchard Road. Poprosiłam o serwetkę. Nie dostałam serwetki, aby przypadkiem nie wylądowała na ziemi zamiast w śmietniku. Spacerując po mieście, spotkałam pełno znaków zakazujących czegoś lub coś nakazujących i informujących o karach pieniężnych. Niestety to jest właśnie moje główne wspomnienie z wizyty w Singapurze. Przez większość pobytu tylko zastanawiałam się, czy przypadkiem nie łamię prawa. Pewnie dlatego, Miasto Lwa jest tak czystym miastem.
Magia światła po zachodzie słońca
Łukasz Kędzierski – podróże i fotografia | www.lkedzierski.com
Jednym z tematów moich zdjęć jest miejska architektura ukazana w okolicach wschodu lub zachodu słońca. Uliczne oświetlenie, lampy, światła budynków pięknie prezentują się na tle nieba zabarwionego na różne kolory. Chwilę później jest tak zwana „blue hour”, kiedy nowoczesne metropolie zbudowane głównie ze szkła i metalu doskonale prezentują się na zdjęciach. Od dawna chciałem przyjechać do Singapuru właśnie po to, aby móc znaleźć się po zachodzie słońca w okolicach Marina Bay; aby móc to wszystko zobaczyć na własne oczy. Jednak to, co zobaczyłem na miejscu, przerosło moje oczekiwania. Wiedziałem, że Singapur jest nowoczesny, że ma pięknie zaprojektowaną linię wieżowców, jednak będąc na tamtejszych chodnikach z rozstawionym statywem, kadrując kolejne ujęcia, buzia cały czas mi się uśmiechała. Singapur w nocnej odsłonie w tym miejscu prezentuje się wyśmienicie – po prostu magia. Z wielką chęcią kiedyś powrócę do tego państwa-miasta, aby mieć więcej czasu na nocną fotografię.
Gdzie wszystkie kraje Azji spotykają się na jednym talerzu!
Filip Turowski – Głodny Świata | www.glodnyswiata.pl
Singapur to miejsce, które spełni najgłębiej skrywane kulinarne żądze – specyficzne położenie w sercu regionu sprawia, że czeka tu na Was niesamowity miks azjatyckich kuchni. Przygotujcie się na świeże, chrupiące przekąski z ulicznych staragnów, aromatyczne zupy, słynne singapurskie kraby w pieprzu albo wreszcie przeróżne i często przedziwne słodkości (ach, te azjatyckie desery!). W dzielnicy chińskiej spróbujecie rewelacyjnych nudli z pieczoną kaczką, w Little India curry wyrwanego żywcem z Bombaju, a przy Orchard Road świetnego zachodniego jedzenia (gdyby jednak naszła Was ochota). Punkty obowiązkowe Singapuru to zupa z orzeszków ziemnych z kluskami nadziewanymi na przykład czarnym sezamem, zieloną herbatą albo czerwoną fasolą oraz wizyta w Newton Food Centre – jednym z najlepszych foodcourtów pod gołym niebem w mieście. Smacznej wycieczki!
Mało czasu – dużo wrażeń
Ola Żeleńska – Trzydziestka z VATem | www.trzydziestkazvatem.pl
W Singapurze byłam trzy razy. Były to raczej krótkie przerywniki w dalszej drodze, ale i tak wystarczyły bym polubiła klimat i atmosferę tego miasta. Ciężko jest wybrać jedną czy dwie rzeczy, które zrobiły na mnie wrażenie, więc po prostu ujmę je w punktach. Kolejność przypadkowa.
- Lotnisko Changi – olbrzymie a jednocześnie bardzo przyjazne pasażerom. Właściwie takie małe miasteczko. Między jednym lotem a drugim można swobodnie skorzystać z pokoi kąpielowych (bo trudno to nazwać zwykłą łazienką), przespać się, zjeść i ruszyć odświeżonym w dalszą podróż, co też uczyniłam.
- Hotel Crown Plaza na lotnisku – wygoda, odpoczynek, elegancja. Ciekawostką są łazienki z przezroczystymi szklanymi ścian ami, oczywiście z możliwością zasłonięcia. Udało się trafić na pokój w promocji.
- Night Safari – singapurskie zoo otwiera swoje drzwi w nocy. Można przejechać się specjalnym pojazdem i obserwować zwierzęta w ich – powiedzmy – naturalnym środowisku. Powiem, że robi wrażenie. Zwłaszcza nocne życie dzikich kotów – bo to dla nich tu przyjechałam. No i cudowny fishing cat – po polsku kotek cętkowany.
- Świąteczne dekoracje w trzydziestostopniowej temperaturze.
- Czyste ulice, czyste stacje metra. Wszechobecne zakazy brudzenia i wysokie kary za ich złamanie.
- Przy zwiedzaniu jednej ze świątyń miałam okazję obserwować hinduski ślub.
- Darmowy objazd miasta i przepłynięcie turystyczną łódką. Wspaniały pomysł lotniska dla osób, które mają więcej niż parę godzin do następnego lotu. Naprawdę można sporo zobaczyć.
- W Singapurze spotkałam się ze znajomymi z Krakowa i Poznania, z którymi przez parę lat nie mogliśmy się złapać w Polsce, a udało nam się zgrać kalendarze w Singapurze.
- I z Singapuru pierwszy raz leciałam A 380 Sinagpore Airlines, jak tylko zaczął latać.
No i jak nie kochać tego miasta?
A Wy jakie wspomnienia przywieźliście ze sobą z Singapuru?