Niekończąca się podróż dookoła świata – rozmowa z Michałem Kucharskim

Nie jestem podróżniczką. Szukam swojego miejsca na ziemi, przy okazji zwiedzając świat, lubię przygody, a niewygody nie są mi straszne, ale powiedzieć o mnie „podróżnik” to powiedzieć za dużo. Nazwałabym się raczej „ekstremalną turystką”. Mam jednak szczęście znać podróżnika z krwi i kości, człowieka, który sześć lat temu wyruszył przed siebie bez sprecyzowanego planu i pieniędzy, a jego pełna przygód włóczęga trwa do dzisiaj. Pokonał on setki tysięcy kilometrów przeróżnymi środkami transportu, odwiedził ponad pięćdziesiąt krajów, w tym miejsca, w których ludzi o jasnej skórze jeszcze nie widziano, odbierał porody, pełnił rolę księdza, pływał z przemytnikami kokainy… a to dopiero początek tej opowieści. O niekończącej się podróży dookoła świata rozmawiać będę z Michałem Kucharskim, moim starym znajomym, który właśnie dotarł do Singapuru. Wszystkie zdjęcia zaprezentowane w artykule i podpisy pod nimi są autorstwa Michała.

Czekając na zbawiennego "stopa" pośrodku pustyni w Australii - jedyny cień daje stojący przy drodze znak

Czekając na zbawiennego „stopa” pośrodku pustyni w Australii – jedyny cień daje stojący przy drodze znak

Co sześć lat temu skłoniło cię do podjęcia tułaczki – ciekawość świata, strach przed monotonią zwykłego życia?

Wyjechałem w poszukiwaniu swoich „wysp szczęśliwych”. W pogoni za dziecięcymi marzeniami. Jeśli wprowadzamy się do nowego domu, chcemy obejrzeć wszystkie jego pokoje. Wprowadzając się na nasza planetę dlaczego by nie odwiedzić wszystkich jej kontynentów? Mną zawsze kierowała ciekawość – chyba dlatego wybrałem zawód naukowca, gdyż pasjonuje mnie odkrywanie jeszcze nieodkrytego. Mój plan był taki, że przed pięćdziesiątką odłożę wystarczająco, żeby taką podróż odbyć. Ale po skończeniu studiów i bez większego pomysłu, w która stronę pociągnąć swoją karierę, stwierdziłem, że wyruszę zanim jeszcze moje życie stanie się zbyt wygodne.

Czy wyruszając w podróż, liczyłeś się z tym, że potrawa ona tak wiele lat? Musiałeś mieć jakiś zarys planu.

Gdybym planował, to chyba nigdy bym nie wyruszył. Najpierw chciałem zwiedzić tylko Kanadę i wrócić do Europy, chociaż gdzieś głęboko miałem nadzieję na coś więcej. Po przejechaniu dziesięciu tysięcy kilometrów autostopem bez większych problemów z Vancouver do Montrealu, pomyślałem – dlaczego by nie objechać dookoła całej Ameryki? A może nawet i całego świata? Nigdy nie starczyło mi czasu na ułożenie konkretnego planu.

Na krańcu świata - Ushuaia, Argentyna

Na krańcu świata – Ushuaia, Argentyna

Możesz przedstawić w skrócie swoją dotychczasową trasę?

Dotychczasowa trasa obejmuje ponad sto tysięcy kilometrów na stopa. Wszystko zaczęło się od Vancouver w Kanadzie. Pierwsza przeszkoda – brak amerykańskiej wizy. Z Kanady, omijając Stany, dotarłem na Kubę, stamtąd do Meksyku i potem przez Amerykę Środkową do Ameryki Południowej. Po dwuletniej tułaczce przeniosłem się – przez Wyspy Wielkanocne i Tahiti – do Nowej Zelandii. Dalej: Australia, wyspy Pacyfiku, południowa Azja w stronę Rosji i stamtąd przez Mongolię i Chiny do Południowo-Wschodniej Azji.

Ollantaytambo, Peru

Ollantaytambo, Peru

Odwiedziłeś wiele miejsc – czy są wśród nich takie, do których nigdy już nie chciałbyś wrócić?

Wrócić bym mógł wszędzie, ale jest jeszcze tyle nieodkrytych miejsc przede mną, że chyba nie starczy mi czasu na powroty.

W takim razie jakie kraje wspominasz najlepiej?

Każdy kraj jest interesujący, ale z innych powodów. Z Nowej Zelandii na przykład wspominam mile spanie na miękkim mchu pod gołym niebem z tysiącem gwiazd dookoła. Z Meksyku ostre, ale niesamowite jedzenie oraz przeciekawą kulturę. Ale jako podróżnikowi najbardziej zapadła mi w pamięć Papua Nowa Gwinea. Kraj niedawno co odkryty przez zindustrializowany świat. Niezwykle ciekawy oraz zaludniony przez nad wyraz pomocnych ludzi. Tam, odwiedzając wioski, spotkamy się ze scenkami, w których rodzice noszą sukienki z trawy, ale ich dzieci sprawnie posługują się już smartfonem. Jest to również kraj, gdzie ludzie pozostali najbliżej otaczającej ich natury. Nie odcięli się od niej jak my, ale przez tysiące lat współistnieją w harmonii. Niestety wszystko zaczyna i tam powoli się zmieniać.

Przetrwanie

Przetrwanie

Jak udaje ci się podróżować tak tanio?  

Dwa największe koszty podroży to transport i zakwaterowanie. Większość drogi pokonuję autostopem. Na stopa można złapać wszystko – samochody, samoloty, statki, a nawet konia czy rower. Czasem jednak dzięki tanim liniom lotniczym przelot samolotem okazuje się tańszy niż autostop. Na Borneo spędziłem trzy tygodnie, szukając statku na Filipiny, po czym się okazało, że mogłem polecieć za dwadzieścia dolarów… W ciągu ostatnich pięciu lat chyba tylko pięć razy spałem w hotelu czy hostelu. Przy podróżowaniu z minimalnym budżetem poręczny okazuje się namiot. Większość nocy spędziłem pod namiotem. A jak na namiot za zimno czy mokro, z pomocą przychodzą takie stowarzyszenia jak Couchsurfing, Hospitality Club, Warmshowers, BeWelcome. Zapisujemy się do nich za darmo, kreując profil podobny do Facebooka. Z naszymi gospodarzami kontaktujemy się przez internet. Często bywa tak, że między jednym większym miastem a drugim do pokonania mamy setki kilometrów i musimy spędzić noc w nieoczekiwanym miejscu. Jeśli z jakiegoś względu nie możemy rozbić namiotu w drodze, warto odwiedzić okoliczną straż pożarną, policję, kościoły, świątynie czy nawet wiejskie gospodarstwa. Większość ludzi jest nad wyraz miła dla obcokrajowców i zawsze użyczy nam przynajmniej prysznica i podłogi.

Po tysiącach kilometrów chyba czas na zmianę

Po tysiącach kilometrów chyba czas na zmianę

Jednym z postanowień mojej podróży jest wolontariat. Staram się zaangażować jako wolontariusz w każdym kraju, który odwiedzam. Często podczas wolontariatu zakwaterowanie i jedzenie zapewniają gospodarze w zamian za cztery godziny pracy dziennie. Godzin tak naprawdę nie liczę, bo głównie chodzi o pomoc. Polecam sprawdzenie takich stron jak helpx.net czy workawayers.com. Również stary dobry WWOOF okazuje się niezwykle przydatny. Co do jedzenia – lubię próbować lokalna kuchnie, a na to pieniądze zawsze są. Ale jak ktoś jest mega wytrwały i bez grosza przy duszy, zawsze zostaje hipsterski dumpster diving.

Samo białko - smacznego!

Samo białko – smacznego!

Możesz rozwinąć trochę temat jachtostopu? Nigdy nie korzystałam.

Wiem, że brzmi to jak wyzwanie, ale jachty łapie się na stopa zaskakująco bezproblemowo. Grunt aby być we właściwym miejscu we właściwym czasie. Nie ma sensu czekać na jachtostop w Nowej Zelandii w środku sierpnia czy na Vanuatu w styczniu, kiedy szaleją w tamtym czasie cyklony. Najłatwiej złapiemy stopa rozglądając się po lokalnych przystaniach i barach. Ale z pomocą ostatnio również przychodzi internet. Strony jak findacrew.net, cruisersforum.com czy 7knots.com są kopalnią informacji dla poszukiwaczy morskich przygód. Polecam poczytać parę książek o żeglowaniu, żeby wiedzieć, w co się pakujemy. I nie obawiać się choroby morskiej – większość z nas ją ma, ale na szczęście przechodzi po paru dniach – no chyba że naprawdę jesteśmy nią dotknięci. Wtedy może pomyślmy o statkach towarowych. Ciężko z nimi na stopa, ale się da – zwłaszcza na wyspach Pacyfiku czy w Rosji – jak kapitan wytrzeźwieje…

Ha, ha, no właśnie – autostop, darmowe noclegi, taki styl podróżowania jest niewyczerpalnym źródłem ciekawych historii. Jakie są najdziwniejsze miejsca, w których spałeś?

Wszystkie są ciekawe, bo tak naprawdę codziennie śpisz gdzieś indziej, ale w moją pamięć wbiło się te parę miejsc, na przykład: przytułek dla bezdomnych w  Boliwii, gdzie nabawiłem się świerzbu; areszt w jednym z argentyńskich posterunków policji; jurta w Mongolii, gdzie musiałem przetapiać śnieg na wodę i suszyć krowie placki na podpałkę do pieca; jaskinia w Nowej Zelandii z setkami świecących robaków poprzyczepianych do sklepienia. Przez moment myślałem ze śpię z gwiazdami na wyciągnięcie ręki.

Góra Fitz Roy o zachodzie słońca

Góra Fitz Roy o zachodzie słońca

A godne wspomnienia doświadczenia autostopowe? 

Jacht, który złapałem z Nowej Zelandii na Vanuatu i Wyspy Salomona. Mój stop okazał się być organizacja pozarządową, z którą spędziłem trzy miesiące. W tym czasie pracowaliśmy przy ochronie rafy koralowej i modernizacji lokalnej kliniki. Z innej półki – w Argentynie udało mi się pobić mój autostopowy rekord – w ciągu 24 godzin przejechałem 1856 kilometrów – 600 pociągiem, resztę samochodem. Rozwalająca się łajba z Panamy do Kolumbii, na której spędziłem dwa tygodnie, była świetnym doświadczeniem, dopóki się nie okazało, że obok plastikowych chińskich śmieci i kokosów, załadowana jest również kokainą. Kapitan zdziwił się, jak poprosiłem go, żeby mnie wysadził na prawie że bezludnej wyspie.

Taniec wojowników na Wyspach Salomona

Taniec wojowników na Wyspach Salomona

Można podróżować tanio, ale za darmo przez sześć lat się nie da.

No nie da się. Nigdy nie wierzyłem w podróż za darmo. Ale da się tanio. Nawet za dziesięć dolarów dziennie. Grunt to mniej wydawać – nocne kluby odpadają. Dziesięć dolarów w Japonii wydaje się inaczej niż w Wietnamie. Za tę kwotę w Azji Południowo-Wschodniej mamy dobre jedzenie i nawet jakiś obskurny hotel. W Japonii ledwo wystarczy na podróż tokijskim metrem. Trzeba być plastycznym w tym, na co przeznaczamy pieniądze. Niski budżet nie oznacza bynajmniej jedzenia codziennie makaronu. Wręcz przeciwnie. Podczas mojej podroży delektowałem się lokalnymi przysmakami, piłem dobre trunki czy spałem w pięciogwiazdkowym hotelu. Ale wywiad chyba na to za krótki…

Bynajmniej. Jak to się stało, że spałeś w pięciogwiazdkowym hotelu?

Kiedyś w Cancún szukałem miejsca z internetem i znalazłem właśnie w pięciogwiazdkowym hotelu. W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś facet i pyta się, co robię, to mówię, że szukam noclegu na Couchsurfingu. Nie wiedział, co to jest, więc zacząłem mu tłumaczyć, a on na to, że jest współwłaścicielem tego przybytku i dopóki nie znajdę noclegu, to mogę spać w hotelu. 

Cisza przed burzą

Cisza przed burzą

Wracając jednak do tematu – jak w czasie podróży zdobyć pieniądze na dalszą podróż? Tutaj nie ma dużej filozofii – pracować i mało wydawać. W Kanadzie wylądowałem z 250 dolarami w kieszeni. Potrzeba matką wynalazców. Pieniądze zawsze gdzieś się znajdą. Na chwilę obecną kilka krajów oferuje programy „Zwiedzaj i pracuj” dla młodych Polaków. Wśród nich są: Nowa Zelandia, Kanada, Australia, Tajwan i Japonia. Do większości z tych krajów możemy wyjechać do trzydziestego roku życia z wyłączeniem Kanady, gdzie limit to trzydzieści pięć lat. Poza tym możemy pracować w całej Unii Europejskiej. A do tego, jeśli utkniemy gdzieś w Azji czy Ameryce Południowej, zawsze można zostać nauczycielem języka angielskiego (Wietnam czy Chiny). Podczas mojej podroży pracowałem na przykład: na stacji benzynowej na granicy Kanady z Alaską; na uniwersytecie robiąc badania nad rakiem w Montrealu; w restauracji meksykańskiej w Cancún; jako pomocnik kierowcy tira w Chile; jako organizator spływu kajakowego i tłumacz w Panamie; zbieracz kiwi i jabłek w Nowej Zelandii; w hostelu na Tajwanie.

Śniadanie na pływającym markecie w Wietnamie

Śniadanie na pływającym markecie w Wietnamie

Na pewno w czasie podróży niejednokrotnie znalazłeś się w niebezpiecznych czy niepewnych sytuacjach – czy były takie momenty, w których się naprawdę bałeś?

Były. W Ameryce trzy razy mierzono do mnie z broni palnej. Dwa razy w Meksyku i raz w Hondurasie. Szczytem był wycelowany we mnie karabin maszynowy. Ale naprawdę się bałem, gdy jeden z moich partnerów w podróży wpadł do lodowatej wody i zanim go znalazłem, dostał hipotermii. Prawie bez pulsu i z zatrzymanym oddechem musiałem udzielać mu pierwszej pomocy. Na szczęście po dniu w szpitalu odzyskał przytomność. To jest trochę inny rodzaj strachu.

Domyślam się. Właśnie, porozmawiajmy o ludziach, bo to chyba jeden z najważniejszych elementów podróży. Na pewno na swojej drodze spotkałeś ludzi, którzy szczególnie zapadli ci w pamięć. Czy byli tacy, których wspominasz wyjątkowo negatywnie?

Szkoła Gejszy, Japonia

Szkoła gejsz, Japonia

Najbardziej negatywnie zapadła mi w pamięć nie jedna osoba, a ignorancja wielu. Czasami jak stoję godzinami na drodze łapiąc stopa, myślę sobie – tyle maszyn, tak mało w nich ludzi.

Prawda. Ale przecież nie wszyscy są tacy.

Bardzo często spotykam na swojej drodze pomocnych ludzi – bez nich bym tak daleko nie zajechał. W ciągu ostatnich pięciu lat poznałem może z ponad tysiąc różnych osób. Wszyscy przyczynili się do rzeźbienia mojej aktualnej osobowości ale oczywiście niektórzy więcej niż inni. Nie będę jednak nikogo tutaj z imienia wymieniał, bo nie chce nikogo przez przypadek pominąć. Jednak z mojego doświadczenia większość ludzi, może nawet dziewięciu na dziesięciu, albo boi się pomagać, albo ich po prostu to nie obchodzi. Obecnie bombardowani jesteśmy prośbami o pomoc. Często przez niestety niekontrolowany wysyp tysięcy organizacji charytatywnych. To i nieustanna pogoń za dobrobytem sprawiają, że wyłącza się u nas powoli potrzeba interesowania się tym, co dzieje się z otaczającymi nas ludźmi.

Á propos interesowania się ludźmi. To chyba właśnie ich bolączki były jednym z czynników, które popchnęły cię do podróży?

Każdy z nas ma jakiś cel podróży. Jednym z moich było poznanie jak praktykuje się medycynę i naukę w różnych częściach świata. Dlatego gdzie tylko mi pozwolono, zaangażowałem się w wolontariat w szpitalach, klinikach czy na uniwersytetach. Dowiedziałem się, że zabicie koguta czy picie Coca-Coli może być „lekarstwem” na wiele chorób. Kiedyś nawet zostałem poproszony o asystę przy porodzie. W środku nocy, przy latarkach. Wszystko to niestety potwierdziło straszną prawdę – 90% ludzkości ma dostęp tylko do 10% światowych zasobów leczniczych.

Wolontariat na Wyspach Salomona - nauka opatrywania ran

Wolontariat na Wyspach Salomona – nauka opatrywania ran

Podczas podróżowania także zainteresowałem się kwestią ochrony przyrody. Jeden kierowca autostopu okazał się być właścicielem małej organizacji zajmującej się ochroną lasów tropikalnych w Panamie, w której pracowałem parę miesięcy. Tam zwróciłem uwagę na to, jak zindustrializowany świat ze swoim konsumpcyjnym podejściem zagraża otaczającemu nas środowisku. Uczyłem się o ociepleniach klimatu i tym podobnych rzeczach w szkole, ale tak naprawdę płonące lasy, wycięte połacie dżungli pod trzcinę cukrową i martwe rafy koralowe, które zobaczyłem w ostatnich kilku latach, otworzyły mi oczy.

To prawda. Im więcej podróżuję, tym bardziej przeraża mnie ludzka ignorancja. W tym także Europejczyków, którzy myślą, że to, co dzieje się na drugim końcu świata ich nie dotyczy, albo że „jakoś to będzie”. Cały czas szukam miejsc na ziemi, które przywróciłyby mi wiarę w ludzkość.

W takim razie coś pozytywnego. W Nowej Zelandii zaangażowałem się w wolontariat, podczas którego pracowałem z ludźmi zajmującymi się przywracaniem do środowiska ptaków kakapo.

Wielkie, zielone papugi, które nie latają?

Tak. W latach osiemdziesiątych mieli ich 30, teraz mają 130. Całą wyspę zadedykowali tym papugom, wybili szczury i inne zwierzęta, które mogłyby im zagrażać. W nocy obserwowałem przez kamerę, czy pisklęta mają się dobrze podczas nieobecności matki. To są nocne ptaki. Razem ze strażnikami mierzyliśmy pisklęta i sprawdzaliśmy, czy są zdrowe. Są więc ludzie, którym się chce.

Kropla z morzu… A czego nowego w czasie tej sześcioletniej tułaczki dowiedziałeś się o samym sobie?

Chyba najważniejszą rzeczą, jakiej się dowiedziałem, to fakt, że tak naprawę mało umiem i wiele jeszcze muszę się nauczyć. Pierwszy raz żeglując przez ocean, uświadomiłem sobie, jak bardzo potrzebujemy innych ludzi. Podróż zmusiła mnie do dokonywania rzeczy, które wcześniej uważałem za zupełnie niemożliwe. Nie jestem atletą – szczerze powiedziawszy, zawsze znajdowałem się pod koniec grupy na lekcjach wychowania fizycznego w szkole – jednak udało mi się wspiąć na sześciotysięczne góry, przez parę tygodni błąkać po dżungli, przeżeglować tysiące kilometrów czy spać bez śpiwora przy temperaturze wynoszącej minus dwadzieścia stopni. Podróż uświadomiła mi, jak potężnymi narzędziami człowieka są wola i ciekawość. 

Lencois Maranhenses - pustynne laguny na północy Brazylii

Lencois Maranhenses – pustynne laguny na północy Brazylii

To teraz trochę lżejszy temat – jedzenie. Pamiętam, jak podczas naszego spotkania na Filipinach namówiłeś mnie do spróbowania baluta, co do tej pory wspominam z lekką odrazą, szczególnie te wchodzące między zęby pióra (balut to jajko z uformowanym już zarodkiem ptaka). Jakbyś miał wymienić kilka najdziwniejszych kulinarnych osobliwości, z jakimi się spotkałeś podczas swoich podróży, to byłyby to…

Tocosh – zupa ze zgniłych ziemniaków w Peru. Krokodyle w Australii. Cała, wędzona (wraz z jelitami) jaszczurka w Panamie. Chicha ze sfermentowanej kukurydzy, przeżuta wcześniej przez bezzębne babcie z plemienia. Wędzony, na wpół surowy szczur zaserwowany na śniadanie w Papui, bo dzień wcześniej narzekałem na brak mięsa w diecie. Papua również posiada wiele innych osobliwości kulinarnych. Tam, gdzie nie ma garnków, gotuje się na przykład wewnątrz bambusowych łodyg – głównie leśne grzyby i paprocie.

Gotowanie paproci i grzybów z lasu w korze drzew

Gotowanie paproci i grzybów z lasu w korze drzew

Raz zapytałem się, co za proszek dosypała jedna z kobiet do gotującej się zupy. Odpowiedziano mi, że to prochy zmarłych przodków. Potem żałowałem tego pytania, bo byłem bardzo głodny. Co jeszcze… Bagoong – sfermentowany kryl na Filipinach, który smakuje jak poziomki. Tacaca – zupa na kaca w brazylijskiej Amazonii, która znieczula nam całą buzię. Zupa z gniazd jaskiniowych jaskółek na Borneo – podobno w Japonii uważana za drogi przysmak. Zupa z kota w Wietnamie, ale za to akurat podziękowałem…

Dlaczego?

Bo widziałem, jak go oprawiają – wyparzają, golą, patroszą…

Koszmar. Nie to, że zjadanie papuańskich przodków brzmi zachęcająco. A lubisz duriany? (Popularne w Południowo-Wschodniej Azji duriany to śmierdzące na sto kilometrów owoce, które – moim zdaniem – są wyjątkowo obrzydliwe.) 

Uwielbiam, ale nie za dużo. Fajnie się po nich odbija.  Wielu ludzi podziela twoje zdanie. W Indonezji na przykład obok straganów z durianami poustawiane są stołki, na których ludzie jedzą duriany gdyż rodzina nie chce ich do domu z tym owocem wpuścić. A sama wiesz, że w Singapurze na drzwiach do metra czy autobusu przyklejony jest znaczek – zakaz durianów.

I bardzo dobrze, bo śmierdzi toto niemożebnie. Jakie masz plany na przyszłość?

Kiedyś siedziałem w barze nad Kanałem Panamskim i zaznajomiłem się z jednym starszym żeglarzem. Po paru piwach rozmowa zeszła na egzystencjalne tematy. Wyznałem, że nie mam pojęcia, co mam ze sobą zrobić, jak w końcu dorosnę. On na to odpowiedział: Nie przejmuj się, ja też nie wiem, co zrobię, jak dorosnę. Miał prawie osiemdziesiąt lat.

Gdzie planeta oddycha - wulkan Bromo, Indonezja

Gdzie planeta oddycha – wulkan Bromo, Indonezja

Przez wszystkie te lata nie odwiedziłeś ani razu Polski. Co na to twoja rodzina? Czy wspierają cię w twoich wojażach?

Kiedy wyruszałem, nie żegnałem się na tyle lat. Dlatego też wydaje mi się, że moja rodzina nie była przygotowana na tak długą rozłąkę. Pomimo tego że są przeciwni mojej podróży, myślę, że w głębi serca wspierają mnie duchowo.

Przez wszystkie te lata nie odwiedziłeś ani razu Polski. Co na to twoja rodzina? Czy wspierają cię w twoich wojażach? Kiedy wyruszałem, nie żegnałem się na tyle lat. Dlatego też wydaje mi się, że moja rodzina nie była przygotowana na tak długą rozłąkę. Pomimo tego że są przeciwni mojej podróży, myślę, że w głębi serca wspierają mnie duchowo.

Co się tak na mnie patrzysz?

To przykre, że twoje niezwykłe przygody i zdjęcia są znane tak niewielu osobom. Nie myślałeś o tym, żeby napisać książkę lub chociażby założyć blog?

Wychowałem się wśród podróżniczych książek. Jednak tę podróż zacząłem bez większego planu i myślenia, że w jakiś sposób muszę to udokumentować. Pierwsze lata jeździłem nawet bez aparatu. We współczesnym świecie chcemy zapisać i zapamiętać wszystko z dwóch powodów – albo aby się wyróżnić, albo boimy się oderwać od przeszłości, która w jakiś sposób daje nam poczucie bezpieczeństwa. Ja mam mało czasu, żeby myśleć o przeszłości, dlatego jeszcze niczego nie napisałem. Ta podróż była bardziej wycieczką wgłęb samego siebie. Ale masz rację. Niedawno zacząłem sobie uświadamiać, że niektórymi rzeczami warto się dzielić, bo to wymiana informacji przyczyniła się do rozwoju zaawansowanej cywilizacji, w której obecnie żyjemy. Do tego chciałbym jakoś podziękować tym wszystkim ludziom, którzy mi pomogli podczas mojej tułaczki. Książka byłaby ładnym prezentem. Ponadto są niektóre nurtujące mnie tematy, na które chciałbym zwrócić uwagę społeczności. Blog mógłby się w tym przydać.

Ciekawość

Ciekawość

Ostatnie pytanie – jak podróże wpłynęły na twój sposób postrzegania świata?

Zacząłem postrzegać całą planetę jako swój dom. Zatarły mi się granice państwowe, językowe i kulturowe. Uświadomiłem sobie, jak wielki jest świat i że ja jestem jego maleńką cząsteczką. W ciągu ostatnich lat czas jakby stanął w miejscu i wydawało mi się, że to nie ja się poruszam, a cały świat kreci się wokół bez większej kontroli.

Jak pisał Gombrowicz: „Jestem pyłkiem w tym wszystkim, ale pyłkiem koniecznym”. Dzięki za rozmowę.

W poszukiwaniu zatartych szlaków Inków (5700 m n.p.m.)

W poszukiwaniu zatartych szlaków Inków (5700 m n.p.m.)

Wszystkie zdjęcia w artykule są własnością Michała Kucharskiego. Podpisy pod zdjęciami są także jego autorstwa. Edycja i korekta zawartości artykułu przeprowadzone przeze mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Twój e-mail NIE będzie widoczny dla pozostałych użytkowników. Wykorzystam go jedynie wtedy, gdy będę chciała się z Tobą skontaktować. Nie będę rozsyłać żadnego spamu!
  • Zaznaczając poniższe (obowiązkowe) pole, zgadzasz się na przechowywanie przeze mnie Twoich danych. Nie martw się, będą dobrze chronione! Kliknij poniżej na "Privacy Policy", żeby dowiedzieć się więcej o ochronie prywatności na blogu (po polsku).

Ten blog wykorzystuje ciasteczka! Więcej o ciastkach i ochronie prywatności na blogu

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close